Każdy, kto miał smartfona z Androidem wie, jak wiele zbędnych aplikacji potrafią preinstalować producenci i operatorzy. Podobnie rzecz ma się z komputerami, w szczególności tymi przenośnymi. A crapware bywa szkodliwy…
SuperFish. Mówi Wam to coś? Największa wizerunkowa wpadka ostatnich lat przypadła w udziale Lenovo, którego sprzęt posiadał preinstalowany programik SuperFish Visual Discovery. Aplikacja analizowała oglądane przez użytkownika obrazy, żeby lepiej dobierać spersonalizowane reklamy w przeglądarkach. A więc mieliśmy do czynienia już nie tylko ze zbędnym oprogramowaniem, ale przede wszystkim ze szpiegowaniem.
Co gorsze, SuperFish był niebezpieczny. Tworzył własny certyfikat SSL, który przechowywany był w plikach Windowsa. Teoretycznie, inne szkodliwe oprogramowanie mogło wykorzystać go do własnych celów, czyli generowania własnych certyfikatów, a co za tym idzie – przechwytywania transmisji zabezpieczonych protokołem HTTPS. Brzmi groźnie.
Na szczęście SuperFish jest niechlubnym wyjątkiem. Zazwyczaj crapware to po prostu wciskane nam na siłę aplikacje, z których być może nigdy nie skorzystamy. Zaliczamy do nich przeglądarki, produkty firm trzecich (np. rozwiązania Adobe w wersji czasowo ograniczonej) czy pakiet Microsoft Office w wersji próbnej.
Klasyczne crapware zazwyczaj nie usiłuje ukryć się przed użytkownikiem, więc można się go pozbyć we względnie łatwy sposób. Warto to zrobić, bo tego typu oprogramowanie często pożera ogromne ilości pamięci RAM, co prowadzi do wyraźnego spadku efektywności komputera. Można po prostu otworzyć panel zarządzania programami i wyszukać wszystkie zbędne nam aplikacje, po czym je usunąć. Podsumowując, crapware to zbędne aplikacje zaśmiecające pamięć komputera.
Problemy zaczynają się, kiedy niechcący zainstalujemy np. dodatkowe paski opcji w przeglądarkach lub jakieś dziwne widżety czy aplikacje pokazujące się w trayu (w systemie Windows to okienko w prawej części paska zadań z ikonami wybranych działających programów). Wtedy warto skorzystać z programów dedykowanych do takich zadań, np. prostego Should I Remove It? lub PC Decrapifier. Analizują one wpisy w rejestrze systemowym, określając przydatność poszczególnych programów, prezentując nam listę aplikacji proponowanych do usunięcia. Jest jeszcze Decrap my Computer, program potrafiący przywrócić Windowsa do „czystej” wersji. W jego przypadku trzeba jednak dokładnie sprawdzić, co wybrał do usunięcia, bo czasami do skasowania może wyznaczyć również dokumenty – głównie te przechowywane na pulpicie.
Wymienione programy działają raczej na zasadzie rekomendacji i prawdopodobnie nie będą w stanie całkowicie usunąć każdego crapware. Jeśli chcemy zrobić porządki w Windowsie raz na zawsze, wzrok skierujmy na Revo Uninstaller. To kompleksowe narzędzie służące do całkowitego usuwania oprogramowania. Występuje w dwóch wersjach – freeware i professional, przy czym ta druga jest płatna, ale posiada o wiele więcej możliwości. Darmowa wersja pozwala natomiast na usunięcie pozostałości, których nie wychwyciły inne programy czyszczące, posiada też osiem wbudowanych narzędzi pozwalających na dokładne oczyszczenie rejestrów do deinstalacji crapware.
Po usunięciu crapware, niezależnie od tego, którego programu użyliśmy, warto wykonać jeszcze jedno czyszczenie rejestru, tym razem programem dedykowanym do tego celu. Najlepiej sprawdzą się popularne CCleaner albo PrivaZer. Oba potrafią dotrzeć w najdalsze zakątki dysku, usuwając pozostałości z miejsc trudno dostępnych dla innych programów czyszczących.
Najczęściej usuwane oprogramowanie poszczególnych producentów można wymieniać jeszcze długo, ale raport jest zbyt obszerny. Dość powiedzieć, że każda marka ma coś na sumieniu, a niepotrzebne oprogramowanie dostaniemy właściwie w każdym komputerze, oprócz produktów Apple. Dlatego kiedy po raz pierwszy włączymy nowy komputer, lepiej wyczyśćmy do z wszelkiego rodzaju śmieciowych aplikacji. Jakość pracy znacząco wzrośnie!
Źródło: Technologie.ngo.pl