Coworking jest ciekawą ideą społeczną, mogącą w znaczący sposób zmienić to, w jaki sposób pracować będą niezależni, młodzi i kreatywni przedsiębiorcy, freelancerzy oraz małe grupy specjalistów, dla których wynajmowanie przestrzeni biurowej stanowi zbyt duży wydatek, ale jednocześnie nie chcą pracować w domach czy w kawiarniach.
Nurt – bo coworking można już chyba nazwać nurtem – narodził się w 2005 roku za sprawą Brada Neuberga. Ten pomysłowy Kalifornijczyk stwierdził, że grupy pracownicze składające się z „5 do 9 osób” mogą z powodzeniem zastąpić przestrzeń biurową zwykłym mieszkaniem. Żeby udowodnić, jak efektywnie można wykorzystać pomieszczenia zaprojektowane pierwotnie do spędzania tam czasu po pracy, otworzył miejsce nazywane „Hat Factory”. Był to loft, w którym mieszkał, natomiast w ciągu dnia udostępniał jego powierzchnię innym, by mogli w spokoju pracować nad swoimi projektami. Szybko stało się to na tyle modne, że Neuberg stał się współwłaścicielem kilku innych tego typu miejsc, natomiast sama idea coworkingu zaczęła opanowywać świat.
Za przyniesienie coworkingu do Europy odpowiedzialne jest Google, które w 2012 roku otworzyło we Wschodnim Londynie miejsce do wspólnej pracy – Campus London. Tego typu inicjatywy bardzo szybko znalazły wielu zwolenników, ponieważ stolica Anglii słynie z niezliczonej ilości start-upów (małych, niskobudżetowych projektów, których głównym celem jest znalezienie modelu biznesowego pozwalającego na szybki rozwój i wdrożenie pomysłów), a ludzie podejmujący tego typu inicjatywy często borykają się z problemem odpowiedniego miejsca do pracy – z jednej strony, to całkiem przyjemne pracować z laptopem w modnej kawiarni, jednak na dłuższą metę lepiej sprawdzi się cicha i spokojna lokacja.
Przeprowadzone w 2011 roku badania jasno wskazały, jaka grupa społeczna korzysta z coworkingu najczęściej – ludzie młodzi, dwudziesto- i trzydziestoparolatkowie, ze średnią wieku na poziomie 34 lat. To bardzo korzystne wnioski, ponieważ cała idea skierowana jest właśnie do nich. Mogłaby się wydawać, że przestrzeń coworkingowa jest wynalazkiem idealnym. I będzie w tym wiele prawdy, dopóki – jak w wielu przypadkach – nie przekroczymy granic Polski.
W naszym kraju coworking przyjął się szybko, zyskując zainteresowanie i aprobatę, tak użytkowników, jak i instytucji międzypaństwowych (przede wszystkim Unii Europejskiej). Istnieje jednak pewien zasadniczy problem, który dla polskich coworkerów może okazać się przeszkodą na tyle poważną, że idea ta niedługo straci na wartości. Jak już wspomniałem, przestrzenie coworkingowe skierowane są przede wszystkim do osób zajmujących się start-upami. Start-upy, to najogólniej rzecz ujmując biznesy, z reguły internetowe, znajdujące się w początkowej fazie istnienia i rozwoju.
W Polsce to wciąż raczkująca dziedzina, bo pomimo pojawiania się całkiem dobrych, niekiedy świetnych pomysłów, podejście inwestorów nadal pozostawia sporo do życzenia. Tutaj właśnie pojawia się problem z miejscami coworkingowymi – o ile znajdziemy w nich spokój, harmonię, niezbędne narzędzia, wyposażenie, luksusy, etc., o tyle znacznie gorzej będzie z grupami niezbędnymi do rozwoju start-upu, a więc specjalistami i potencjalnymi klientami/inwestorami.
Na Zachodzie przestrzenie coworkingowe są nierozerwalnie związane z ideą akceleratorów czy inkubatorów, a więc projektów udzielających realnego, żywego wsparcia osobom młodym i zdolnym. To dlatego w Londynie miejsca tego typu otwierają nie tylko osoby prywatne, ale wielkie korporacje, a w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej właściwie w każdej siedzibie dużej firmy znaleźć możemy przestrzeń przeznaczoną dla start-upowców. W naszej rzeczywistości funkcjonuje to niestety zupełnie inaczej, instytucje mające wspierać kreatywność młodych przedsiębiorców gaszą ją, opowiadając się zazwyczaj po stronie inwestorów, a nie kreatorów. Przez to ciężko jest zdobyć dofinansowanie czy nawiązać współpracę z poważnymi inwestorem, więc jedyną nadzieją pozostają fundusze unijne, ochoczo rozdawane na przysłowiowe lewo i prawo, niezależnie od tego, czy zakładać chcemy kwiaciarnię czy restaurację.
Z drugiej strony, otwieranie przestrzeni coworkingowych w kraju, gdzie sytuacja wygląda właśnie w ten sposób, może mieć swoisty cel – im dłużej start-upowcy będą korzystać z udostępnionej przestrzeni, tym lepiej dla właściciela. Ostatnimi czasy bardzo popularny stał się nad Wisłą freelance, a działający w tej gałęzi niezależni twórcy również muszą mieć gdzie pracować, przy czym kawiarnia niekoniecznie będzie najlepszym miejscem dla kogoś, kto traktuje swoją pracę poważnie.
Ideę coworkingu można wykorzystać również w służbie trzeciego sektora. Organizacje pozarządowe bardzo często borykają się z problemem dotyczącym finansowania, zatem tanie (lub zupełnie darmowe – w zależności od charakteru miejsca) przestrzenie pracownicze, z pełnym, profesjonalnym wyposażeniem biurowym mogą okazać się niezwykle trafioną inwestycją, co ważniejsze, inwestycją działającą we współpracy z istotnym elementem polityki społecznej.
Co lepsze, jeżeli przejrzeć oferty przestrzeni coworkingowej na terenie Polski, otrzymamy naprawdę bogatą ofertę, włącznie z obsługą pocztową, księgową i prawną, salami konferencyjnymi, działami rachunkowymi, etc. Ceny także są bardzo przystępne – uśredniając, wahają się od kilkudziesięciu złotych za godzinę wynajmu sali konferencyjnej, do 1300-1500 złotych za miesięczny wynajem powierzchni biurowej, przy czym jest to powierzchnia na wyłączność. Biurka w przestrzeni wspólnej można wynająć już za 250 złotych miesięcznie – w tej cenie wykupimy abonament 50 godzin. Jeżeli chcielibyśmy korzystać z przestrzeni bez limitów, musimy przygotować się na wydatek ok. 500 złotych miesięcznie. To wciąż o wiele mniej, niż wynajem normalnego biura.
Wejście coworkingu do Polski może również okazać się dobrą okazją do rozszerzenia działalności instytucji wchodzących w skład trzeciego sektora. Oprócz możliwości taniego wynajmu przestrzeni biurowej, można by się zastanowić nad samodzielnym uruchomieniem tego typu usługi. Dzięki temu, możliwe byłoby nie tylko stworzenie nowego obszaru aktywności, ale przede wszystkim zbliżenie się do projektów charakteryzujących się podobnymi cechami – niezależnością i chęcią rozwoju niekoniecznie nastawionego wyłącznie na zysk.
I chociaż mogłoby się wydawać, że idea coworkingu to jeden z kolejnych wymysłów zblazowanych, młodych niby-kreatywnych przedsiębiorców, dzięki któremu jeszcze bardziej mogą podkreślić swoją niezależność i odrzucenie przysłowiowego systemu, w rzeczywistości to wspaniały pomysł ułatwiający życie tym, którzy naprawdę tego potrzebują. Oto okazuje się, że nie trzeba mieć nieskończonych pokładów pieniędzy, żeby wynająć sobie przestrzeń biurową, a co więcej – we wspólnym biurze łatwo poznać ludzi z podobnymi wizjami i pomysłami, łatwiej zawiązać znajomości oraz czerpać wzajemną inspirację, co nie jest bez znaczenia dla wschodzących projektów.
Źródło: technologie.ngo.pl