Recording Industry Association of America zaprezentowała rządowi USA uaktualnioną listę witryn podejrzanych o szerokie udostępnianie pirackich materiałów. Jak zwykle znalazły się na niej największe światowe serwisy z torrentami, ale tym razem głównym zarzutem RIAA nie jest piractwo samo w sobie.
Otóż według przedstawicieli amerykańskiego zrzeszenia muzyków witryny udostępniające torrenty - na czele, oczywiście, ze słynnym The Pirate Bay - łamią „podstawowe prawa człowieka”. W jaki sposób? Wyjaśnia to wiceprezes RIAA, Neil Turkewitz, nazywając działalność TPB „atakiem na nasze społeczeństwo i podstawowe prawa człowieka”. Według Turkewitza, prawo autorskie jest zatem jednym z najważniejszych praw jednostki w społeczeństwie. Ważniejsze, niż wolność wypowiedzi - co zarzucili już komentartorzy z TorrentFreak.
Pan Turkewitz wysunął również ciekawą tezę, jakoby wyeliminowanie piractwa było możliwe, gdyby społeczeństwo przestało korzystać z nielegalnych treści, a firmy nie robiłyby interesów z właścicielami serwisów udostępniających te treści. Przekonuje też, że społeczeństwo musi zrozumieć, iż środki stosowane w walce z piractwem wcale nie są cenzurą. To ciekawe, bo głównym zajęciem RIAA jest lobbowanie w Kongresie, aby ten jeszcze bardziej zaostrzył kary za pobieranie i udostępnianie nieautoryzowanych treści. Negatywnie wypowiedział się także o największych światowych producentach i wydawcach, rzekomo specjalnie umieszczających swoje produkty na stronach z torrentami, aby podbić końcowe wyniki sprzedaży - w przypadku solidnych produkcji bardzo często użytkownicy kupują produkt oryginalny, po uprzednim sprawdzeniu go w wersji pirackiej.
W tym wszystkim Neil Turkewitz zapomniał chyba o jednym - RIAA istnieje jedynie dzięki piractwu, bo zajmuje się właściwie wyłącznie walką z nim. Jeśli więc zniknie piractwo, zniknie RIAA.
Warto przypomnieć, jakie są podstawowe prawa człowieka: do życia; do wolności myśli, sumienia i wyznania; do głoszenia swoich poglądów i opinii bez względu na ich treść i formę; do uznawania wszędzie jego podmiotowości prawnej; zakaz stosowania tortur, nieludzkiego lub poniżającego traktowania lub karania; zakaz trzymania człowieka w niewolnictwie lub poddaństwie; zakaz skazywania człowieka za czyn, który nie stanowił przestępstwa w chwili jego popełnienia; zakaz pozbawiania wolności jedynie z powodu niemożności wywiązania się ze zobowiązań umownych. Obok nich istnieją jeszcze prawa osobiste do: dobrego życia; rzetelnego sądu; decydowania o swoim życiu; szczęścia. Istotnym prawem jest również to mówiące o tym, że wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność kogoś innego. Ale nigdzie nie ma ani słowa o korzystaniu z nielegalnych treści. Jest za to ustęp gwarantujący równy dostęp do dóbr kultury. W przypadku drastycznych różnic pomiędzy zarobkami w poszczególnych rejonach świata oraz wysokich kosztach dóbr kulturalnych, prawo to nie jest zachowane.
Oczywiście ciężko byłoby usprawiedliwiać piractwo walką o prawa człowieka, natomiast jeśli Julian Assange może być uważany za bohatera, a Edward Snowden urósł do rangi Prometeusza niosącemu ludzkości prawdę o działalności rządów (a obaj nagminnie łamali prawa, w tym zagrażali bezpieczeństwu międzynarodowemu), to The Pirate Bay można postawić w tym samym rzędzie. Z tą różnicą, że jej twórcy walczą o sprawiedliwy, równy dostęp do kultury.
Źródło: Technologie.ngo.pl