Brytyjska krucjata przeciw chwilówkom. Czy odpowiedzią są spółdzielnie kredytowe?
Samorządy, organizacje pozarządowe, społeczni przedsiębiorcy i arcybiskup Canterbury – w Wielkiej Brytanii tworzy się koalicja ponad podziałami, której celem jest wypchnięcie z rynku lichwiarskich firm pożyczkowych i wyrwanie milionów Brytyjczyków z pułapki kredytów-chwilówek. Alternatywą dla lichwiarzy mogą być lokalne spółdzielnie kredytowe.
Kiedy pod koniec czerwca rada gminy Haringey, jednej z dzielnic Londynu, podjęła decyzję o zablokowaniu w swojej sieci internetowej dostępu do stron pięćdziesięciu największych brytyjskich firm zajmujących się pożyczaniem pieniędzy w formie kredytów-chwilówek (ang. payday loans), wydarzenie to odbiło się szerokim echem w brytyjskiej prasie.
Pożyczek on-line nie zaciągną osoby korzystające z internetu w bibliotekach, domach kultury i innych publicznych placówkach dzielnicy. Powód? Konieczność ochrony mieszkańców przed pułapką powiększającego się zadłużenia.
Samorządy czyszczą przestrzeń publiczną
Radny gminy Haringey Joe Goldberg tłumaczył niedawno w „Guardianie”, że możliwość skorzystania z oferty chwilówek on-line w placówkach publicznych kłóci się z charakterem tych miejsc i ich społeczną służbą na rzecz mieszkańców. Goldberg dodał też, że poprzez blokadę dostępu do szybkich pożyczek on-line rada dzielnicy chciałaby zachęcić mieszkańców do skorzystania z lokalnych kas pożyczkowych (ang. credit unions) czyli spółdzielni kredytowych.
Mechanizm jest prosty – określona społeczność mieszkańców i jednocześnie spółdzielców odkłada swoje oszczędności w kasie. Osoby te mogą jednocześnie skorzystać z oferty nisko oprocentowanych pożyczek pochodzących ze zgromadzonych depozytów. Spółdzielnie kredytowe otrzymują też coraz większe wsparcie finansowe od lokalnych samorządów. W zeszłym roku rada Haringey zasiliła jedną z takich lokalnych kas sumą aż 750 tys. funtów. W formie pożyczek ma z nich skorzystać 1,5 tys. mieszkańców dzielnicy.
Problemem, na który rada Haringey nie znalazła jeszcze sposobu, jest obecność firm oferujących kredyty-chwilówki w najdroższych i najbardziej atrakcyjnych punktach dzielnicy. Radny Goldberg przyznał „Guardianowi”, że lokalne władze nie mają odpowiednich prerogatyw, aby ograniczać mnożące się w przestrzeni publicznej biura pożyczkowe.
Rada próbowała natomiast przekonać burmistrza Londynu Borisa Johnsona do wyeliminowania reklam chwilówek z transportu publicznego w mieście. Pomysł ten został odrzucony, ale szybko podchwycili go włodarze innego brytyjskiego miasta – Plymouth. Jego władze zdecydowały się usunąć reklamy firm pożyczkowych z przystanków autobusowych oraz billboardów w całym mieście.
Pożyczka na chwilę, dług na całe życie
Kredyty-chwilówki zyskały na popularności w Wielkiej Brytanii wraz z pogłębianiem się kryzysu finansowego z roku 2007. Klienci poszukiwali tanich kredytów, a banki komercyjne nie były już tak chętne do kredytowania osób fizycznych lub drobnych przedsiębiorców. Wobec widocznego braku oferty ze strony banków, na rynek ruszyły firmy oferujące krótkoterminowe pożyczki (średnio na okres 30 dni), szybką obsługę i brak konieczności przedstawiania jakichkolwiek dokumentów.
„Szybkie pożyczki na dowód” okazały się jednak lichwiarską praktyką co sprytniejszych przedsiębiorców, którzy skłonni byli czerpać nieetyczne zyski na niczego nieświadomych, nieznających swoich praw i desperacko poszukujących gotówki klientach.
Pożyczki początkowo mają oprocentowanie na poziomie ok. 4–5% w skali miesiąca. Problemy z zadłużeniem zaczynają się wtedy, kiedy pożyczkobiorca spóźnia się ze spłatą, chce przedłużyć umowę i w efekcie bierze kolejny kredyt, który ma refinansować poprzedni. Koszty kredytu mogą sięgnąć wtedy nawet kilku tysięcy procent! A do tego dochodzi jeszcze prowizja dla pożyczkodawcy.
Kolejnym problemem jest prosta procedura uzyskania pożyczki pomijająca sprawdzenie zdolności kredytowej klienta. Szacuje się, że już ok. 7 milionów Brytyjczyków padło ofiarą drogich pożyczek. I chociaż dotychczasowe działania instytucji publicznych mogą sprawiać wrażenie ochrony Brytyjczyków przed nimi samymi, to jednak praktyki rekinów pożyczkowych pozostawiają wiele do życzenia.
Dezinformacja dla zysku
Brytyjski Urząd Sprawiedliwego Handlu (OFT) przez rok przyglądał się praktykom stosowanym przez 50 największych firm oferujących chwilówki, do których należy 90% całego rynku. Wnioski opublikowane w specjalnym raporcie w marcu br. są miażdżące dla całego sektora. Zdaniem OFT zyski takich firm są w dużym stopniu zależne od problemów, w które wpadają klienci w związku ze spłatą pożyczki.
Rachunek jest prosty – w im większe tarapaty wpadnie klient, tym większy zysk dla pożyczkodawcy. W ekonomicznym interesie firm jest zatem doprowadzenie klientów do takiego stanu, w którym nie będą oni mogli spłacać długu, a ten będzie z dnia na dzień rósł w zastraszającym tempie. Stąd takie praktyki jak udzielanie pożyczek osobom bez zdolności kredytowej oraz celowe wprowadzanie w błąd w sprawie kosztów kredytu.
OFT oszacował, że 20% przychodów firm generowanych jest przez zaledwie 5% wszystkich udzielonych pożyczek. Te 5% to pożyczki, które były refinansowane ponad cztery razy. OFT przedstawił firmom listę koniecznych zmian w funkcjonowaniu i dał im 12 tygodni na ich wdrożenie. W przeciwnym razie odbierze im licencję na usługi pożyczkowe. Niezwłocznie po opublikowaniu wytycznych, pięć firm całkowicie wycofało się z oferowania chwilówek.
Biskup Canterbury rzuca lichwiarzom rękawicę
Do szerokiej koalicji walczących z chwilówkami nieoczekiwanie dołączył Justin Welby, arcybiskup Canterbury. Krucjata arcybiskupa skupia się jednak nie na odcinaniu wiernych od kuszącej oferty szybkich kredytów. Biskup postawił sobie za cel wyeliminowanie z rynku firm typu Wonga poprzez wolną konkurencję i wzmacnianie pozycji lokalnych kas pożyczkowych w skali ogólnokrajowej.
Welby spotkał się nawet twarzą w twarz z Errolem Damelinem, szefem Wonga.com, jednej z najpopularniejszych firm oferujących chwilówki, operującej od niedawna również na polskim rynku. Welby osobiście zakomunikował Damelinowi, że podejmie wszelkie działania, aby zabrać mu klientów.
„Na niedawnym synodzie w Yorku Welby utworzył taką kasę dla księży i swoich świeckich pracowników. To jednak nie koniec: będzie też zachęcał wiernych z odpowiednimi kwalifikacjami, by służyli w innych kasach jako wolontariusze. A mali pożyczkodawcy będą mogli korzystać z kościelnych pomieszczeń” – czytamy w „Gazecie Wyborczej”.
Arcybiskup Welby jest przeciwnikiem, który może budzić respekt. Ma doświadczenie wieloletniej pracy na stanowiskach menadżerskich w dużych korporacjach paliwowych i na finansach zna się znakomicie. Welby jest też członkiem parlamentarnej komisji ds. standardów bankowych i ma duży wpływ na kreowanie nowych rozwiązań prawnych w tej kwestii. Stanowisko najwyższego zwierzchnika Kościoła Anglii zapewnia zaś należytą uwagę i posłuch wśród brytyjskiej opinii publicznej.
Na efekty działalności biskupa przyjdzie nam jednak trochę poczekać. Kilka godzin po tym, jak Welby spotkał się z Damelinem brytyjska prasa ujawniła, że Kościół Anglii posiada udziały w amerykańskim funduszu venture capital Accel Partners, który w 2009 roku zainwestował 22 miliony dolarów w… Wonga.com. Welby znalazł się tym samym w bardzo niezręcznej sytuacji, ale z uwagi na to, że w polityce inwestycyjnej Kościoła Anglii zapisany jest zakaz wspierania firm oferujących kredyty-chwilówki, jak również wszelkich projektów, które mogą budzić obawy co do ich etyczności, prawdopodobnie Kościół wkrótce wycofa się z funduszu Accel Partners. Welby zapowiedział już, że afera inwestycyjna w jego własnym środowisku, nie przeszkodzi mu w realizacji projektu.
Kasy pożyczkowe, a może mikropożyczki w duchu Yunusa?
Niezależnie od pomysłu biskupa Canterbury, brytyjski rząd planuje zainwestować w 2015 roku aż 38 mln funtów w lokalne kasy pożyczkowe. Szacuje się, że w całym kraju jest ich około 500. W zeszłym roku pożyczyły Brytyjczykom 600 mln funtów. Dla porównania obroty chwilówkowych rekinów wyniosły ponad 2 mld funtów.
Zdaniem „Guardiana” kasom pożyczkowym nie będzie jednak łatwo konkurować z firmami takimi jak Wonga.com. Kasy mają bowiem opinię nieco staromodnych instytucji o burzliwej historii finansowej. Kilka z nich spektakularnie zbankrutowało w ostatnich latach. Pomimo silnie zakorzenionej idei spółdzielczości w społeczeństwie brytyjskim, przed kasami pożyczkowymi stoi nie lada wyzwanie, aby przekonać do siebie klientów. Członkostwo w kasie wymaga spełnienia bardzo restrykcyjnych wymogów, stąd klienci poszukują łatwiejszych sposobów pozyskania pieniędzy.
Nie bez znaczenia są również wydatki na reklamę. Wonga w 2011 roku wydała 16 milionów funtów na reklamę i sponsoring, w tym na czteroletni kontrakt z klubem piłkarskim Newcastle United. Ponadto największe firmy oferujące kredyty-chwilówki zrzeszyły się w The Consumer Finance Association i próbują jednym głosem bronić swoich interesów wobec opinii publicznej.
Niedawno na łamach „The Daily Telegraph” dyrektor generalny CFA Russell Hamblin-Boone przekonywał, że 85% klientów firm zrzeszonych w jego podmiocie nie ma żadnych problemów ze spłatą pożyczek, a same firmy stosują takie same metody oceny zdolności kredytowej klientów jak sektor bankowy. Ograniczenie możliwości reklamy w Plymouth Hamblin-Boone określił jako zamach na wolną wolę jego mieszkańców.
Rahman spotkał się z życzliwym przyjęciem środowiska społecznej przedsiębiorczości w Wielkiej Brytanii, otrzymał pomoc doradczą od biznesmenów-filantropów, a także kapitał od kilku dużych komercyjnych banków. O tym, jak bardzo uderzył w interesy lichwiarzy świadczą liczne ataki oraz groźby śmierci kierowane pod jego adresem.
Politycy biorą się do roboty
Nad ograniczeniami w reklamie firm oferujących kredyty-chwilówki pracuje obecnie brytyjski rząd. Wśród pomysłów na nowe regulacje pojawiło się między innymi ograniczenie czasu antenowego przeznaczonego na reklamy chwilówek oraz wyświetlanie tych reklam tylko w określonych dniach i godzinach. Kolejną propozycją jest obowiązkowe informowanie na materiałach promocyjnych o faktycznym oprocentowaniu pożyczek w skali roku. Rząd chce ponadto wymóc na firmach, aby należycie badały zdolność kredytową klientów, a informacje o nich umieszczały w specjalnej bazie danych, co miałoby zapobiec sytuacji, w której jeden klient ma zaciągniętych 10 kredytów-chwilówek i wpada w spiralę zadłużenia.
Skala publicznej dyskusji w Wielkiej Brytanii z zaangażowaniem tak licznych partnerów może budzić prawdziwe uznanie. Duże zadłużenie mieszkańców Wysp i nieetyczne praktyki firm pożyczkowych stały się oto przedmiotem bardzo szerokiej debaty, w której głos zabierają nie tylko media i politycy. Chwilówki stały się też pretekstem do wytężonej pracy organizacji pozarządowych i przedsiębiorstw społecznych nad bezpiecznymi narzędziami finansowania zwrotnego, opartego na solidarności, etyce i korzyści dla wspólnot lokalnych.
Aleksandra Muzińska dla Ekonomiaspoleczna.pl
Źródło: Ekonomiaspoleczna.pl