Wielka Brytania osiągnęła to, o co oficjalnie walczyła od kilku lat, całkowite wyjście z Unii Europejskiej. Dziś wg retoryki części tamtejszych polityków jest „samodzielnym” państwem. Jednak już pierwsze tygodnie pokazują, że unijne mechanizmy oraz prawa przysługujące mieszkańcom były niedocenione. Zjednoczone Królestwo na wyjściu z UE powoli traci.
Koniec 47-letniego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej nastąpił 31 stycznia 2020 roku, jednak było to tylko formalne wyjście, ponieważ kraj nadal korzystał ze wszystkich przywilejów związanych z obecnością we Wspólnocie. Całkowite opuszczenie UE nastąpiło 11 miesięcy później, kiedy Zjednoczone Królestwo przestało być częścią unijnego jednolitego rynku, co spowodowało de facto rezygnację z czterech kluczowych unijnych swobód przepływa tj. towaru, ludzi, usług i kapitału.
W ostatnich dniach 2020 roku zawarto porozumienie pomiędzy UE a Zjednoczonym Królestwem, którego ważnym elementem jest umowa handlowa, przewidująca zerowe stawki celne i zerowe kontyngenty na wszystkie towary spełniające odpowiednie reguły tzw. pochodzenia. Jednak nie niweluje to nowych obowiązków biurokratycznych w związku z wymianą towarową na granicy.
Ursula von der Leyen, Przewodnicząca Komisji Europejskiej kilka tygodniu temu podsumowała wypracowaną umowę tak: „Warto było walczyć o to porozumienie. Mamy teraz sprawiedliwą i wyważoną umowę ze Zjednoczonym Królestwem, która będzie chroniła nasze europejskie interesy, zagwarantuje uczciwą konkurencję i zapewni naszym społecznościom rybackim tak bardzo potrzebną im przewidywalność. Wreszcie możemy pozostawić brexit za sobą i zacząć patrzeć w przyszłość. Ten rozdział możemy już uznać za zamknięty.”
Obywatele brytyjscy, a przynajmniej ci, którzy głosowali za wyjściem z UE, dość szybko przekonali się, co tak naprawdę to oznacza. Pierwsze to kontrole na granicach, weryfikacja tego, co się przewozi a wreszcie wydłużony czas jej przekraczania. Wiele osób doświadczyło właśnie w tym momencie tego, co do tej pory było oczywiste i de facto niewidoczne. Jeszcze do niedawna bezbarierowe przekraczanie zastąpiły kontrole i obawa o to, czy moja „bułka śniadaniowa z szynką” będzie mogła przejechać granicę. Niestety w wielu przypadkach nie.
Podczas kampanii przedreferendalnej populiści przekonywali o rozbudowanej administracji oraz uwolnieniu się do przepisów i nakazów unijnych biurokratów. Tymczasem dziś brytyjscy eksporterzy mimo, że mogą swoje towary przewozić bez ceł, to zderzają się z nowym, wcześniej nie dotykającym ich tak bezpośrednio systemem biurokratycznym. Jak można wyczytać w wielu brytyjskich gazetach, doprowadziło to do opóźnień w dostarczaniu towarów, zwłaszcza pochodzenia rolniczego i z połowów morskich na rynki państw unijnych. Ocenia się, że brytyjscy eksporterzy mogą stracić dzięki temu blisko 30 mld euro tylko w tym roku. A to dopiero początek. Do tego dla branży rolniczej dochodzi utrata dotacji, które były ważnym elementem produkcji rolnej, bo te oferowane przez rząd brytyjski będą zdecydowanie niższe.
Polityczni przeciwnicy UE mówili sporo o biurokracji unijnej, o wielkiej rzeszy zatrudnionych tam m.in. brytyjskich urzędników. Okazuje się, że do kontroli na swoich granicach będą musieli zatrudnić zdecydowanie większą ilość nowych urzędników niż tych co pracowali w instytucjach UE.
Zwiększenie kosztów połączeń do państw UE, podwyższenie opłat w e-transakcjach z krajami UE, utrata możliwości korzystania z europejskiego programu studenckiego Erasmus (umożliwiającego studia poza Wielką Brytanią), groźba podziału kraju poprzez wzmocnienie ruchów separatystycznych w Szkocji (chcącej być częścią UE), odpływ instytucji finansowych z Londynu, zredukowanie inwestycji koncernów i firm spoza Europy – to tylko niewielka część związana z kosztami „samodzielności”
Wielkiej Brytanii.
Owszem, to dopiero początek Zjednoczonego Królestwa poza Unią Europejską, ale już teraz widać więcej trendów negatywnych niż pozytywnych, już teraz rośnie niezadowolenie z różnicy między obietnicami probrexitowych polityków, a zastaną rzeczywistością. Brexit może okazać się bardzo gorzką lekcją dla mieszkańców Wysp.