W działalności społecznej nie ma miejsca na obrażanie się czy fochy. Jest za to na ciężką i wymagającą pracę, często pod okiem krytyków (zazwyczaj mniej życzliwych) z niepewnością źródeł finansowania i ryzykiem braku płynności finansowej.
Krytyka niech będzie konstruktywna
Nikt nie mówił, że praca w stowarzyszeniu, a tym bardziej praca najczęściej społecznie wykonywana, dodatkowa, będzie łatwa. Podczas lat pracy ze stowarzyszeniami nie raz słyszałam malkontentów obiecujących, że gdyby to oni byli w zarządzie to dopiero by pokazali. A potem dostawali się do zarządu i zaczynali jęczeć i narzekać. Że tyle pracy! Że te rozliczenia! Że te procedury! Że… I kończyło się fasadowością funkcji lub zmianą zarządu. Tymczasem to nie dodatek mający ładnie wyglądać w CV, lecz ciężka i wymagająca praca. Owszem, krytyka może pomóc, ale tylko wtedy, gdy jest konstruktywna. Widzisz, że coś nie działa? Masz prawo do krytyki. Ale na tym nie kończ. Pomóż! Wskaż rozwiązanie, jakiś inny sposób wykonania zadania! Rusz się! I niech argumentem na zasłyszane słowa krytyki nie będzie „Bo są inne, gorsze organizacje od naszej”. Nie ma głupszego usprawiedliwienia niż równanie do gorszych!
Ogrom odpowiedzialności
Nie chcę Was martwić, ale decydując się na członkostwo w organizacji, a tym bardziej w zarządzie, przyjmujecie na siebie odpowiedzialność za funkcjonowanie całej organizacji.
Urzędnikowi współpracującemu z Wami jest naprawdę obojętne, kto będzie mu podpisywał pisma, oferty czy rozliczenia, byle było to zgodne z zapisami statutu i pokrywało się z wypisem z rejestru. Tak samo podejdzie do tego, z którego członka zarządu wyegzekwować ewentualny zwrot dotacji.
Główny problem
I główny najczęściej problem, ale nie jedyny: pieniądze, pieniądze i pieniądze. Nie można bez nich prowadzić prawie żadnej działalności. A jeśli organizacja realizująca różnorakie zadania czy prowadząca różne sekcje sportowe ograniczone środki musi podzielić często dochodzi do konfliktów! Jednak musicie go rozwiązać sami, w organizacji. Nie zrzucajcie winy na ograniczoność środków w konkursie. Tych zawsze będzie za mało.
Pani daj, bo mam pomysł
Wydawałoby się, że najłatwiej wyciągnąć rękę do samorządu. Pojawia się jednak kolejny problem: nikt nie chce dać pieniędzy tylko dlatego, że prosicie. Procedura jest długa i pracochłonna dla obu stron. I zaczyna się o wiele wcześniej niż mogłoby się wydawać, bo na długo przed podpisaniem umowy.
Po pierwsze nie wystarczy mieć pomysł. Tak, to ważny element pracy organizacji, często będącej swoistym specjalistą. Nie oczekujcie jednak, że powiecie „chcemy to zrobić” i wszyscy (członkowie Waszego stowarzyszenia, mieszkańcy, urzędnicy czy radni) zaniemówią z zachwytu. Dobrze mieć pomysł, ale trzeba umieć go przedstawić, przekonać do niego. I to najczęściej nie tylko podobnie Wam myślących. To nie lada sztuka.
Ponadto sfera, w której chcielibyście Wasze zadanie realizować musi się znaleźć w rocznym programie współpracy na rok, w którym chcecie je robić. Co prawda tylko ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie nakazuje uchwalenie tego programu, nigdzie jednak, w żadnych przepisach nie wskazano braku możliwości podjęcia współpracy z przedstawicielami trzeciego sektora, jeśli tego dokumentu nie będzie. Musi jednak być. Myślcie z wyprzedzeniem. Pamiętajcie, że od pomysłu do przelewu może minąć sporo czasu.
Nie powielacie cudzych pomysłów ani swoich tylko dlatego, że przez lata były dobre i zyskiwały dofinansowanie. Pamiętajcie, że to konkurs. Liczy się pomysł, a przecież ktoś inny może wymyślić coś jeszcze lepszego. Wysilcie się na jakiś chwytliwy tytuł, bo to jedna z pierwszych rzeczy, jaka rzuci się sprawdzającemu w oczy. I spójność, spójność, spójność całej oferty, od pierwszej strony do ostatniej.
Na „zmęczenie materiału”
No i znowu pieniądze! Macie Państwo prawo, a względem swoich członków i potencjalnych beneficjentów nawet obowiązek, złożyć wniosek do budżetu gminy. Oczywiście z odpowiednim wyprzedzeniem, aby w miarę możliwości można było uwzględnić go w projekcie budżetu na kolejny rok. I wystarczy spojrzeć na uchwalony później budżet, żeby wiedzieć, że pieniędzy jest zawsze za mało! Nie obrażajcie się na tego szarego urzędnika. On tylko robi to, co mu każą. Przekonujcie do siebie i do swojej organizacji… mieszkańców, osoby decyzyjne w urzędzie i radnych! Nie obrażajcie się na nich, nie wzruszajcie ramionami, gdy o nich mowa. Wiem, może to trochę upokarzające chodzić i prosić, ale zapewniam Was, że to często działa. Po pierwsze nie robicie tego dla siebie (no, może też dla własnej satysfakcji, jeśli się w końcu uda). Po drugie ten radny czy wójt albo burmistrz wcale nie muszą znać Waszej organizacji. Często zgodzą się na coś dla przysłowiowego „świętego spokoju”. Po pewnym czasie będą tak zmęczeni prośbami, że zainteresują się Wami, Waszą działalnością. Jeśli nie z przekonania, z własnej potrzeby, że warto, że to co robicie jest potrzebne, to po to, żebyście w końcu dali im spokój. I wtedy bardzo często dochodzi do interakcji. Przestajecie być anonimowi, Wasze problemy zostają zauważone, a zainteresowanie Waszą działalnością jak najbardziej prawdziwe. Teraz dopiero musicie zacząć się starać! I tu miejsce nie tylko dla Prezesa, nie tylko dla Zarządu, ale dla wszystkich członków! Planujcie, organizujcie, motywujcie i kontrolujcie swoją pracę oraz działania innych dla wspólnego dobra. Nie bójcie się decentralizacji władzy. Delegujcie obowiązki konkretnym osobom, bo uprawnienia to też odpowiedzialność.
Bez obrazy, bez rutyny… bez pieniędzy?
I tu pojawia się kolejny kłopot: kto ma utrzymać organizację i skąd ma ona brać pieniądze. Owszem, samorząd współpracuje z podmiotami trzeciego sektora, ale nie jest w stanie wszystkich ich utrzymać. Nie oczekujcie, że złożony wniosek budżetowy zawsze i we wskazanej przez Was kwocie zostanie uwzględniony. Nie oczekujcie również, że złożona przez Was oferta zyska akceptację komisji konkursowej czy urzędnika ją oceniającego (procedura bezkonkursowa). A nawet jeśli zyska to może się okazać, że zaproponują Wam mniejszą kwotę niż ta, o którą wnioskowaliście albo inna złożona oferta będzie lepsza!
No i najgorsza dla organizacji sprawa: konkurs. Procedura żmudna, długa i wymagająca wypełnienia formularzy. Po pierwsze nie obrażajcie się na urzędnika. Nie on wymyślił tę procedurę. Jak będziecie na niego krzyczeć i obarczać go odpowiedzialnością za obowiązujące przepisy może odmówić Wam pomocy! Po drugie bardzo często nie czytacie treści ogłoszenia. Proszę, nie sugerujcie się doświadczeniem z lat poprzednich. Nigdzie nie jest powiedziane, że treść konkursu nigdy się nie zmieni poza datą złożenia oferty i datą jej otwarcia. To w ogłoszeniu określone będzie zadania: co i jak ma być zrobione, w jakich terminach, co ulega dofinansowaniu, a co z pewnością dofinansowania nie uzyska. I piszcie!
I czytajcie dokumenty! Jeśli już otrzymacie pismo z informacją o przydzielonej Wam dotacji przeczytajcie je dokładnie. Nie wiecie czegoś, nie rozumiecie - zadzwońcie do urzędnika. Wyjaśni, pokieruje, pomoże. Ale ruszcie się! Nie myślcie, że ktoś zrobi coś za Was! Uwaga na umowę! Deklarujecie w niej realizację zadania wg pewnych standardów!
Proszę Państwa, łatwo nie jest. To nie tak, że funkcję społeczną można zepchnąć na margines, bo jakoś to będzie. Bo „zawsze się dostawało pieniądze”. Bo najpierw praca zawodowa, a jak starczy czasu to społeczna. Zobowiązaliście się do pewnej pracy, więc się za nią weźcie. I nie zapominajcie, że zarząd to nie prezes. Podzielcie się pracą. Nie bójcie udzielać pełnomocnictw, delegować uprawnienia. To nic złego, a może Wam pomóc. Bo do najcenniejszych, ale też i do najmniej wykorzystywanych zasobów Waszej organizacji może należeć motywacja, inicjatywa i aktywność członków, a zwłaszcza kadry kierowniczej. Im większy udział zarządzających i zarządzanych we wspólnym precyzowaniu celów, tym wyższe prawdopodobieństwo ich zrealizowania. Zrealizowania najlepiej jak potraficie, najbardziej satysfakcjonująco dla możliwie największej grupy ludzi.
Pobierz
-
Bo trzeba twardym być
doc ・38.91 kB
Źródło: Dorota Bręczewska