Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Kiedy dzisiaj trzymamy w ręku coraz mniej przydatny paszport z napisem Rzeczpospolita Polska, to tak naprawdę uczestniczymy w dziedzictwie myśli politycznej starożytnego Rzymu, który nam podarował swój polityczny bestseller - res publikę.
Imperium Romanum stanowi do
dziś inspirację i odniesienie dla wielu politycznych badaczy, dla
żywych polityków, a my sami, nie wiedząc o tym, konsumujemy nadal
liczne rzymskie wynalazki demokratyczne. Mało tego – wciąż, a nawet
chwilami coraz bardziej, możemy się od naszych łacińskojęzycznych
poprzedników sporo nauczyć.
Powstają książki analizujące
równoległość doświadczenia starożytnego Rzymu i dzisiejszego USA.
Wraz z pączkowaniem europejskiej wspólnoty mnóstwo pytań zadawanych
po łacinie sprzed ponad dwóch tysięcy lat nabiera nowej
aktualności. Nasza współczesna demokracja jest nieodrodnie córką
Aten i Rzymu, chociaż ten drugi rodzic pojawił się chwilę później
niż samo poczęcie małej Demokracji.
Rzymscy
obywatele
Rzymianie, których niektóre
demokratyczne, republikańskie pomysły wciąż zadziwiają żywotnością,
uprawiali jednak demokrację okrojoną, ubogą i wykluczającą. Prawo
głosu mieli, po pierwsze, sami mężczyźni (i to się nie zmieniło aż
do XX wieku), obywatele Rzymu (to pojęcie się zaczęło zmieniać dość
szybko, a Rzym powoli zaczął oznaczać całe sąsiadujące obszary aż
do rozmiarów Imperium), i tylko wolni. Obywatelstwo było sprzężone
z obowiązkami wojskowymi, obywatele współdecydowali o podjęciu
działań wojennych. Obywatelem rzymskim stawał się młodzieniec
siedemnastoletni, a obowiązek wojskowy oznaczał, że dziesięć lat
pomiędzy 17. a 45. rokiem życia trzeba było spędzić w
armii.
Wszystkie głosowania przez
stulecia (mówimy wszak o organizmie państwowym o blisko 900-letnim
trwaniu) odbywały się tylko w Rzymie, nie wymyślono regionalizacji
i przedstawicielstwa wyborczego.
Ale to Rzymianom zawdzięczamy
m.in. wynalazek tajnych wyborów. Stało się to dopiero między 138 a
120 rokiem p.n.e. Ówczesne elity polityczne nie były zachwycone
utajnianiem głosowań. Wybitny senator Marek Serwiliusz,
przemawiając przed którymś głosowaniem jeszcze w roku 167 p.n.e.,
grzmiał: "Kiedy przyjdzie do głosowania, przypatrzę się każdemu z
osobna i przekonam się, kto ma naturę nikczemną, kto jest
niewdzięczny, a kto na wojnie ulegał podszeptom [demagogów] zamiast
podporządkować się rozkazom!". Podobne emocje znamy z
teraźniejszych głosowań jawnych...
Rzym pozostawał długo wzorem,
a łacińscy filozofowie, politycy, żołnierze wiedli żywot
politycznej legendy. Jak pisze Stanisława Filipowicz, amerykańscy
Ojcowie Założyciele, zafascynowani republikanizmem, przyjmowali
autentyczne i wystylizowane łacińskie imiona: "Tom Paine to
Atlanticus, Samuel Adams podpisuje się jako Candidus, Washington to
Scaevola, a John Adams to Brutus". ("Pochwała rozumu i cnoty.
Republikańskie credo Ameryki").
Podstawą równość
praw
Tak widział wartość rzymskiej
Res Publiki Marek Tuliusz Cyceron (106-43 p.n.e.), jeden z jej
najznamienitszych orędowników: "Taką jest każda forma rządu, jaką
jest wola i natura rządzącej władzy. W żadnym przeto
społeczeństwie, chyba gdzie lud ma najwyższą władzę, nie mieszka
wolność, nad którą pewnie nie ma nic słodszego, a która, jeżeli nie
jest równą dla wszystkich, wolnością nie jest. A jak może być
równą, (...), w tych państwach, gdzie obywatele są równi tylko z
imienia? ponieważ głosują, zlecają władzę; ubiegają się o ich
łaskę, dopraszają się u nich ludzie; ale oni dają co, choćby nie
chcieli, dać muszą, i tego nie mają, o co ich drudzy proszą: bo nie
są przypuszczeni do władzy, do rady publicznej, do zasiadania
między wybranymi sędziami, co wszystko jest zachowane dla dawnych
rodzin, lub dla ludzi bogatych. W wolnym zaś narodzie, jak u Rodów,
u Ateńczyków, nie masz obywatela, który by nie mógł dostąpić
wszystkiego..." ("O Rzeczypospolitej").
I dalej pyta retorycznie:
"Jeżeli nie podoba się porównanie majątków, jeżeli rozumy ludzkie
nie mogą być równe, niechże przynajmniej będzie równość praw między
obywatelami tej samej Rzeczypospolitej. Bo co jest Rzeczypospolita,
jeśli nie spólność praw?".
Cyceron jest zresztą także
autorem jednej z najcelniejszych, lapidarnej definicji
samego państwa: "Państwo (res publica) jest to rzecz ludu (res
populi). Lud zaś - to bynajmniej nie każde zbiorowisko ludzi
skupionych dowolnym sposobem, lecz wielka ich gromada, zespolona
przez uznanie tego samego prawa, tudzież przez pożytek wynikający
ze wspólnego bytowania".
Włączanie nowych
obywateli
Rzymski geniusz polityczny
kazał Rzymianom dokooptowywać kolejnych obywateli, a podbite kraje,
regiony, społeczności, krok po kroku włączać w wielkie imperialne
przedsięwzięcie, dopuszczając do współdecydowania i tym samym
współodpowiedzialności. Obywatelem Rzymu było się na terytorium
imperium oraz zachowując stan wolny, poza nim traciło się przyznane
prawa. Stąd wynikała bolesność takiej kary jak wygnanie czy
niewolnictwo.
Ten aspekt rozwoju demokracji
miał też niezwykły efekt "eksportowania" idei miasta. Nadawano
prawa miejskie osadom i wioskom, i wtedy prawa zyskiwali ich
mieszkańcy, stawali się obywatelami. Dlatego do pewnego momentu
pojęcie "res publiki", bardziej niż system polityczny, opisywało
zasady funkcjonowania miasta. Później dopiero zaczęło oznaczać
konkretne rozwiązania polityczne, takie jak np.: odrzucenie władzy
monarchicznej, rotację wybieralnych urzędników.
Stare pokusy i
zalecenia
W napisanym na wzór
platońskiego dialogu "O prawach" Cyceron wykłada katalog zaleceń i
zasad państwa republikańskiego:
"Niechaj władze postępują
sprawiedliwie, natomiast obywatele niech skromnie i bez sprzeciwu
okazują posłuszeństwo.
Urzędnicy niech strzegą
skarbu państwa, sprawują nadzór nad przestępcami w więzieniach,
wymierzają kary główne, biją państwową monetę z brązu, srebra i
złota, rozsądzają zaistniałe spory i robią wszystko co postanowi
senat.
Dopiero gdy minie lat
dziesięć wolno urząd sprawować ponownie.
Nikt dla własnych korzyści
nie powinien zostać legatem.
Niech stan senatorski od wad
się uwolni i wreszcie świeci przykładem.
Niech lud głosuje
swobodnie.
Umiar niech obowiązuje, gdy
zbiera się lud lub senat.
Nieobecność w senacie wymaga
usprawiedliwienia. Niech senator przemawia zwięźle oraz w stosownym
czasie.
Ludność na zgromadzeniu niech
się wyrzeknie przemocy.
Nie wolno składać wniosków o
przywileje.
Nie wolno przyjmować i
wręczać podarków ani w czasie zabiegów o urząd, ani w trakcie
kadencji, ani po jej zakończeniu".
Same te zalecenia pokazują,
na ile demokracja nosi w sobie przez stulecia te same pokusy,
zagrożenia, jak i to, że nazwanie tych chorób nie jest żadną
nowością. I jakby nie było to zaskakujące, te postulaty nie
straciły nic na znaczeniu czy aktualności.
Aktualne też są słowa
niezwykłego cesarza-filozofa, Marka Aureliusza (121-180 n.e.),
który z pewnością nie był roznosicielem fantasmagorycznych
oczekiwań wobec państwa. W mocnych, żeby nie powiedzieć
żołnierskich słowach, zwracał się do swoich poddanych: "Jak marne
są te ludziki, które się bawią w politykę i wyobrażają sobie, że
zajmują się sprawami państwa! Dzieciaki! Człowieku, cóż masz do
roboty? Rób, czego żąda od ciebie Natura w tej właśnie chwili. Nie
spodziewaj się państwa Platona! Bądź rad, gdy posuwa się naprzód
rzecz drobna, i pomyśl, że to co z rzeczy drobnej wynika, nie jest
wcale drobną rzeczą!".
Kosmopolityzm i tożsamość
łacińska
Może jeszcze jednym ważnym,
zdobycznym dla rzymskiej tradycji, zjawiskiem, o którym należy
wspomnieć jest kosmopolityzm. Bycie obywatelem świata było dla
obywateli imperium rzymskiego oczywistością, czymś naturalnym:
"Civis totius mundi quasi unius urbis".
Jean Paul Brisson podkreśla
wartość różnorodności, którą Rzym potrafił wchłonąć i zaadaptować,
przetworzyć i dzięki niej umocnić swoją niekwestionowaną potęgę.
"Od Etrusków Rzym zapożyczył rytuały religijne m.in. wróżbiarstwo,
niektóre gry cyrkowe, a także praktyki polityczne. Możliwe nawet,
że Rzym zawdzięczał Etruskom niektóre ze swoich instytucji
republikańskich, takich jak wybory urzędników miejskich
odpowiedzialnych za prowadzenie spraw publicznych. Ze świata
greckiego otrzymał teatr oraz literaturę. Stając się etruskim lub
greckim, Rzym nigdy nie przestał mówić po łacinie".
Nauka od
Rzymu
Być może jednak najważniejszą
nauczką po republikańskim doświadczeniu starożytnego Rzymu jest
szkoła współudziału w rządzeniu, jest mądrość współkierowania
złożoną zbiorowością, jest aktywność, a nie bierność, jest to, że
za armią postępują budowniczy dróg i mostów, poeci, urzędnicy,
prawnicy. I jest niepogodzenie się z tym, że wszystkie decyzje
podejmie za nas ktoś tam gdzieś w odległym Rzymie (Brukseli,
Waszyngtonie, Pekinie, Moskwie).
W dobie rewolucji
internetowej nie wolno nam też zapomnieć o cywilizacyjnym
źródłosłowie słowa forum, w rozumieniu internetowej przestrzeni,
gdzie wymieniamy się opiniami. Wcześniej było tamto Forum Romanum,
gdzie narodziła się rzymska, demokratyczna, republikańska debata.
Bądźmy Rzymianami epoki netu. Europa i świat to przecież nasza res
publica, rzecz wspólna, rzecz publiczna, nasza rzeczpospolita
bardzo wielu narodów.
Śródtytuły pochodzą od
redakcji
Źródło: inf. własna
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.