– W Polsce można nie płacić podatków i łamać prawa pracownicze, a równocześnie otrzymywać dyplom za społeczną odpowiedzialność i korporacyjną filantropię – mówi Grzegorz Piskalski, prezes Fundacji CentrumCSR.PL, autor raportu „Społeczna odpowiedzialność biznesu w polskich realiach. Teoria a praktyka”.
Rozdźwięk można zauważyć na przykładzie banków. Te, które sprawdzaliśmy, publikują informacje na temat CSR, deklarują troskę o prawa człowieka, opracowują kodeksy etyczne. Wydawałoby się, że jest super. Ale z drugiej strony mamy „frankowiczów” – armię poszkodowanych przez sektor.
Banki zatajały przed konsumentami ryzyka poszczególnych instrumentów, a mimo to całość odpowiedzialności za błędne decyzje spadła na klientów. Instytucje finansowe nie były skłonne do ustępstw ani negocjacji, nie podejmowały rozmów. Kiedy pojawiła się propozycja, aby porozumiały się z klientami w sprawie podziału współodpowiedzialności za wzrost rat przed sądem polubownym, żaden bank do niej nie przystąpił. A powinien, bo na tym właśnie polega społeczna odpowiedzialność!
Czy to znaczy, że CSR to ściema?
Zaledwie 15 proc. przedsiębiorstw publikuje raporty społeczne. Mało tego, te informacje nie zawsze są zadowalające. Często są mało konkretne, pozbawione weryfikowalnych danych. To oznacza, że klienci, kontrahenci i organizacje pozarządowe są w stanie uzyskać tylko te informacje, którymi biznes chce się z nimi podzielić. A przecież największe firmy to instytucje zaufania publicznego. Należy wymagać od nich większej transparentności.
Piszecie, że firmy swobodnie i w zależności od własnych potrzeb definiują CSR.
Dlaczego polski CSR ma się tak kiepsko?
W Polsce ruch konsumencki jest bardzo słaby. Podam przykład: podpisujemy z firmami umowy pisane językiem, którego większość z nas nie rozumie. Rada Języka Polskiego przygotowała w zeszłym roku ekspertyzę, z której jasno wynika, że do rozszyfrowania i zrozumienia pełnego sensu powszechnie stosowanych umów potrzebne jest wykształcenie wyższe i to na poziomie doktoranckim.
Teksty są nieczytelne, nasycone skomplikowaną terminologią. W umowach są zwroty typu „ujawnianie woli w zakresie”, a przecież można by napisać „zgoda na coś”. Czasem powstają kuriozalne twory w stylu: „Oświadczenie Klienta w przedmiocie braku woli kontynuowania Umowy”. To korpobełkot. My, konsumenci – nie wiedzieć czemu – się na niego zgadzamy. Nie potrafimy narzucić firmom swoich warunków.
Być może to zadanie dla watchdogów?
W Polsce niewiele jest watchdogów, które zajmują się krytyczną analizą społecznej odpowiedzialności biznesu. Pod lupę brane są głównie instytucje państwowe. Efekt jest taki, że polski biznes nie ma w tym temacie partnera do dyskusji. Nie ma środowisk, które zadają trudne pytania, dyskusja przybiera kształt monologu. Dla korporacji to oczywiście bardzo komfortowa sytuacja.
Dlaczego organizacje pozarządowe wolą kontrolować państwo niż biznes?
Po drugie, wiele osób w środowisku pozarządowym ma liberalne poglądy, co znakomicie wpasowuje się w koncepcję nieograniczonego wolnego rynku. Zaangażowanie trzeciego sektora na rzecz budowy liberalnej demokracji jest oczywiście pozytywne, natomiast korporacje i biznes jawią się jako nowe wyzwanie. To obszar, w którym również dochodzi do naruszeń praw człowieka, wolności jednostki, prywatności, praw pracowniczych i konsumenckich.
Po trzecie, jest też tak, że organizacje zajmują się tym, na co są dostępne środki. Dopiero od tego roku w Funduszu Inicjatyw Obywatelskich pojawił się komponent „działania strażnicze” i jest tam napisane wprost, że może chodzić o monitorowanie etyki wielkiego biznesu. Takie działania dopuszczał też program „Obywatele dla Demokracji".
Problem w tym, że organizacje nie podejmują w tym zakresie działań, nie mają na nie pomysłu. To niewykorzystana szansa.
Centrum CSR.PL przeciera szlaki. Jak długo pracowaliście nad raportem?
Przeprowadziliśmy dwa cykle monitoringu, które polegały na rozesłaniu maili do firm z prośbą o udzielenie szczegółowych informacji dotyczących CSR. Za pierwszym razem zareagowało tylko 16,7 proc. z nich, ale za drugim zrobiło to już ponad 30 proc.
Z jakimi spotykaliście się reakcjami?
Prowadziliśmy z firmami różne formy dialogu, chcieliśmy zmotywować je do tego, żeby zaczęły coś robić, chociażby udostępniać informacje dotyczące CSR na stronach internetowych. I część z nich faktycznie to robiła.
Dla wielu firm był to pierwszy kontakt z organizacją pozarządową, która interesowała się ich stosunkiem do społeczeństwa. Przedstawiciele biznesu nie spodziewali się, że firmy mogą zostać poddane niezależnej ocenie.
Jaka branża wypadła najlepiej, jaka najgorzej?
Zaskoczeniem było też to, że wiele międzynarodowych korporacji, które mają rozbudowaną politykę CSR w krajach zachodnich, w Polsce nie miałoby się czym pochwalić.
– Powtórzę raz jeszcze: korporacje są na tyle odpowiedzialne społecznie, na ile wymaga tego od nich otoczenie.