Wprawdzie od czasów, kiedy polski ruch spółdzielczy utożsamiano jedynie z mleczarniami, reformą rolną i komunizmem, minęło już trochę czasu, jednak wiedza o współcześnie funkcjonujących spółdzielniach jest ciągle bardzo powierzchowna albo nie ma jej wcale. Na hasło: spółdzielnie socjalne pada często odpowiedź: margines, nieudacznicy, upośledzeni a w konsekwencji: ciężar, nieopłacalni – pisze Ignacy Strączek dla portalu Ekonomiaspoleczna.pl.
Wiele już napisano o tym, że spółdzielnie socjalne stanowią ośrodki reintegracji społecznej i zawodowej, że to szansa dla wielu grup wykluczonych, szansa na pomnażanie kapitału społecznego, że zainwestowane w tę formę ekonomii pieniądze przynoszą zysk itd. Mimo to przeciętny polski przedsiębiorca o ekonomii społecznej nic nie wie albo unika jej jak ognia. Z drugiej strony członkowie przedsiębiorstw społecznych to często pochłonięci ideą pasjonaci, którzy w wielu przypadkach nie do końca wiedzą, jak pozyskiwać kolejne zamówienia, jak rozszerzać swoją działalność, jakiego języka używać w biznesowej rozmowie z ludźmi, którzy kierują się ściśle pojętą pragmatyką.
Warto oczywiście do znudzenia tłumaczyć, że ten, kto kieruje się tylko kryterium ceny i ten, kto nie planuje budżetu firmy czy urzędu, w dłuższej niż chwilowa perspektywie, tkwi w błędzie, a składową tego błędu bywa histeryczna niechęć do ekonomii społecznej, ale tym razem Fundacja Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych (FISE) postanowiła pójść inną drogą. Powstała idea warsztatów, podczas których w warunkach „laboratoryjnych” doprowadzono do spotkania przedstawicieli środowisk biznesowych z przedstawicielami spółdzielni socjalnych. Dzięki temu spotkały się dwa, jak na razie wcale nie tak bliskie sobie światy.
Biznes mikser
Nazwa stanowi plastyczną metaforę. Miksuje się bowiem zwykle różne, niejednorodne elementy, które po chwili tworzą już spójną całość. W trakcie tego procesu przenikają się i funkcjonują w ograniczonej przestrzeni, która jest warunkiem koniecznym ich zetknięcia się ze sobą. Sam ruch wirujący – to symbol zmiany, planowej utraty kontroli – właśnie dzięki tej metodzie mają szanse powstać nowe byty.
W „Biznes mikserze” spotkali się przedsiębiorcy i przedsiębiorcy społeczni. Ci pierwsi, posłużmy się pewnym uproszczeniem, w swojej pracy dążą przede wszystkim do maksymalizacji zysków, ci drudzy powadzą działalność gospodarczą na rzecz zmiany społecznej. Ich działania służą innym a wypracowany zysk inwestowany jest w cele społeczne. Wizerunek ludzi biznesu zakłada z kolei sukces finansowy, odpowiedzialność, racjonalność i fachowość.
A przedsiębiorczość społeczna to nie jest celebrytka z pierwszych stron gazet: to reintegracja, tworzenie miejsc pracy dla osób, które często nie są w stanie konkurować na otwartym rynku. Sukcesy też są inne: wspólna inicjatywa, realizacja pasji przy jednoczesnej realizacji celów społecznych albo bezdomny, który zaczął pracować i po pewnym czasie dostał mieszkanie socjalne. Członkowie spółdzielni socjalnych często nie umieją się posługiwać tak zwanym językiem biznesu. Jak to się potocznie ujmuje, nie potrafią sprzedać tego, co robią – nawet, jeżeli robią to dobrze.
Uczestnicy
Zadaniem przedstawicieli spółdzielni było przedstawienie 3-4 minutowej prezentacji, która następnie była oceniana przez przedsiębiorców. Każdy z nich mógł wypowiedzieć się na temat kompletności, precyzji przygotowania oferty i jasności jej przekazu. W spotkaniu udział wzięli przedstawiciele świata biznesu, również przedstawiciele Koalicji Prezesów Wolontariuszy, koordynowanej przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce. Niektórzy uczestnicy korzystali już wcześniej z usług świadczonych przez przedsiębiorstwa społeczne.
Problemy i przeszkody a idea treningu
W sporcie bardzo często klasowi zawodnicy lub nawet warte grube miliony drużyny nie najlepiej prezentują się na treningach i podczas gier sparingowych. Niedoświadczeni dziennikarze zwykle wyciągają wtedy pochopne wnioski. Czytamy, kto był bez formy, kto powinien kończyć karierę, a potem w meczach o stawkę ci skreśleni zawodnicy ponownie zachwycają. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest stosunkowo prosta: sparing nie jest meczem, a lekcja nie jest egzaminem. Wszelkiego rodzaju ćwiczenia służą realizacji określonych założeń treningowych, w żadnym wypadku nie chodzi tu o walkę i zwycięstwo.
W polskim systemie szkolnictwa często tej zasady się nie rozumie. Odnoszę wrażenie, że przynajmniej niektórzy uczestnicy Biznes miksera przyjęli ten szkolny paradygmat egzaminu. Oto uczeń spotyka się z nauczycielem, który może premiować go do następnej klasy. Model egzaminu umacniała także towarzysząca prelegentom nadzieja pozyskania nowych zleceń. Dlatego niektórzy zaciekle bronili swoich racji, a inni czuli dystans wynikający z różnicy perspektyw. Problem polega na tym, że podczas lekcji czy treningu uczeń czy uczestnik warsztatu ma prawo do setek jeżeli nie tysięcy błędów, których w żadnym wypadku nie powinien maskować. To błędy lub innymi słowy liczne próby i doświadczenia mają stanowić fundament przyszłego sukcesu.
Nie ulega też wątpliwości, że nauczyciel – w tym przypadku ekspert – nie jest nieomylny, ale dyskusja podczas warsztatu nie powinna polegać na przekonywaniu do swoich racji, a na ich tłumaczeniu. Celem, także biznesowym, powinno być wzajemne zrozumienie. Tego mimo ogromnej dozy dobrej woli wszystkich uczestników mi trochę zabrakło. Być może łatwiej byłoby, gdyby takie spotkania odbywały się w tym samym składzie 3-4 razy w roku.
Język, czas oraz przestrzeń
Język biznesu to przede wszystkim język precyzyjny, przewidywalny, stworzony do efektywnego, określonego w czasie przedstawiania komunikatów. Nie są to oczywiście komunikaty pozbawione nadbudowy czy nawet daleko posuniętej przesady. Szeroko pojęty handel jest przecież także swego rodzaju teatrem czy sposobem kreacji rzeczywistości. W języku tym daje się często zauważyć nadreprezentację terminów branżowych, anglicyzmów. Istotnym jest również brak planu wypowiedzi.
W dzisiejszych czasach wypowiedzi zwykle towarzyszy audiowizualna prezentacja. Łączenie tych dwóch elementów to osobna kompetencja. W przypadku niedoświadczonych mówców prezentacja najczęściej staje się przeszkodą, ponieważ zamiast stanowić ilustrację lub rozszerzenie wypowiadanych słów, w jaskrawy sposób przeszkadza jej autorowi, wprowadzając tym samym wrażenie chaosu i nieporadności.
Miksujemy
Trening czy warsztat służą popełnianiu błędów, to błędy są ich fundamentem i esencją. Żeby takie założenie okazało się skuteczne, błędy nie mogą być przypisywane osobom. Zacznijmy jednak od pozytywów. Wszystkie zaproszone do projektu przedsiębiorstwa to poprawnie funkcjonujące podmioty ekonomii społecznej. Moją szczególną uwagę zwróciły dwie prezentacje: Pawła Dylewskiego z SPS Kto rano wstaje i Marcelego Suleckiego z Teatru 21.
Siłą prezentacji Dylewskiego była prosta, efektywna konstrukcja. Od razu dowiedzieliśmy się, że jest to spółdzielnia osób prawnych Caritasu Polska i Caritasu Diecezji Warszawskiej, że pracują w niej bezdomni, przede wszystkim bezdomni z ośrodka Caritasu przy ulicy Żytniej i dzięki tej pracy pokonują społeczne wykluczenie. Oferują catering i obsługę imprez, prowadzą własne gospodarstwo rolne, a produkty, których używają, pochodzą właśnie z tego gospodarstwa. Pracownicy Kto rano wstaje nie boją się wyzwań. Ostatnio obsłużyli imprezę podczas której wydali 1700 posiłków. Tego zlecenia nie chciały przyjąć firmy komercyjne.
Paweł Dylewski nie przygotował prezentacji, ale mimo to jego przekaz nie stracił na sile. Spółdzielnia nie ma też strony internetowej, ale to powinno się zmienić w czasie wakacji. Prezentacja SPS Kto rano wstaje trwała dokładnie cztery minuty, czyli tyle, ile powinna.
Wystąpienie Marcelego Suleckiego urzekło odbiorców swoją pozbawioną krzykliwości sugestywnością. Sama idea Teatru 21 – miejsca wyjątkowego, w którym ludzie z zespołem Downa mogą prezentować swoją wrażliwość, okazała się bardzo mocna. Siłą tej prezentacji były wiara, pasja i zaangażowanie pozbawione błyskotek z działów PR i marketingu. Tę prawdę dostrzegły już instytucje takie jak: Narodowy Bank Polski, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Instytut Teatralny, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Teatr Powszechny oraz Biuro Kultury m.st. Warszawy. Po wystąpieniu Marcelego Suleckiego Joanna Gajda Fundacji BGŻ – BNP Paribas powiedziała: To jest dobra historia, zakochałam się w niej.
I o to właśnie chodzi. Przedsiębiorcy społeczni powinni eksponować wyjątkowość swoich projektów, wyjątkowość misji, która ich prowadzi i wspaniałe efekty swojej pracy: bezdomnych, którzy podejmują wyzwania i spełniają się w pracy; profesjonalny teatr, w którym występują aktorzy z zespołem Downa; Well done – dobre rzeczy; czy też profesjonalne projekty audiowizualne. Jeżeli taką twarz będzie miała ekonomia społeczna, jej popularność zacznie lawinowo rosnąć. Podczas „Biznes miksera” eksperci zwracali uwagę, że gdy mają dziesięć takich samych ofert to właśnie zaangażowanie społeczne może okazać się czynnikiem decydującym. Niestety nie dla wszystkich partnerów komercyjnych jest to atut. Spółdzielnie są często postrzegane jako podmioty, na których nie można polegać, a współpraca z nimi bywa przedstawiana jako działalność charytatywna.
Jeden z prelegentów, zapytany, dlaczego powstała jego spółdzielnia socjalna, odpowiedział, że szukał z partnerami pieniędzy na sprzęt. Nie powiedział ani słowa o misji, ruchu spółdzielczym i własnym zaangażowaniu. Takie zachowanie nie tylko szkodzi jemu, czyniąc go mało wiarygodnym, ale uderza w cały sektor, podtrzymując stereotyp nierentownych i roszczeniowych podmiotów ekonomii społecznej utrzymywanych jedynie dla dotacji.
Innym problemem, który dało się zauważyć w niektórych przypadkach, był nieprecyzyjny język. W rozmowach biznesowych, jak podkreślali eksperci, należy się wystrzegać zwrotów takich jak: To jest dla nas w miarę reprezentatywne; dość efektowne; jesteśmy dumni z kilku naszych projektów itd. Przedstawiający ofertę musi być pewny siebie, a nie w miarę pewny, a produkt ma być dobry, a nie dość dobry. Nie można też wstydzić się swojej oferty, ponieważ to znacząco osłabia jej siłę.
Serce z dobrym serwisem
Podczas „Biznes miksera” jeden z ekspertów powiedział, że w gruncie rzeczy w tym, co się robi, najważniejsza jest miłość, ale po jakimś czasie dodał, że sama misja i entuzjazm nie wystarczą – potrzebny jest dobry serwis. Mamy więc gotowy przepis: tylko prawdziwe zaangażowanie wsparte pełnym profesjonalizmem i podporządkowane misji pozwolą przedsiębiorstwom społecznym funkcjonować na wolnym rynku. Przedsiębiorcom społecznym polecamy miks z serca i naprawdę dobrego serwisu.
Źródło: Portal Ekonomiaspoleczna.pl