Biegacz, żeby się ścigać i trenować, potrzebuje innych biegaczy. Dlatego coraz częściej się zrzesza. Powstają stowarzyszenia i fundacje, które biegną już nie tylko gdzieś, ale po coś.
Polacy oszaleli na punkcie biegania. Pierwszy Maraton Warszawski w 1979 roku przebiegło 1861 osób. W 2013 było ich 8,5 tysiąca! Według danych firmy ARC Rynek i Opinie w cztery lata – między rokiem 2009 a 2013– liczba biegaczy potroiła się. Według szacunków magazynu Runner’s World co roku w maratonach i półmaratonach w Polsce startuje o 30 procent więcej ludzi. To wiemy, ale umyka nam fakt, że wokół biegania rodzi się zinstytucjonalizowany ruch obywatelski. Jak grzyby po deszczy powstają stowarzyszenia i fundacje biegowe.
Nowa forma kwestowania
Jerzy Skarżyński to nie tylko trzykrotny medalista mistrzostw Polski w maratonie i guru wszystkich maratończyków amatorów. To także wyśmienity obserwator świata biegowego, którego książki o tym sporcie są dla wszystkich biegaczy pierwszą i podstawową lekturą. Mało kto wie o boomie na bieganie w Polsce tak wiele, jak on.
– Mówi się o samotności długodystansowca i rzeczywiście na wyścigu człowiek jest sam na sam ze swoimi myślami. Ale na treningu potrzebuje ludzi. Do motywacji, do rywalizacji, do kontaktów towarzyskich, które wzbogacają trening – tłumaczy Skarżyński. – I właśnie dlatego mamy taki boom na tworzenie klubów, najczęściej w formie stowarzyszeń i fundacji. Powstaje ich mnóstwo i szybko przechodzą od zwykłego trenowania do pomagania. Biegają w jakiejś sprawie, zbierają pieniądze, organizują biegi charytatywne.
Biegacze najczęściej zbierają pieniądze na pomoc niepełnosprawnym i chorym. Na przykład Fundacja Jaśka Meli Poza Horyzonty organizuje od trzech lat Poland Business Run. W ostatniej z nich biegli managerowie i pracownicy firm w pięciu już miastach. Na protezy dla ludzi po amputacji przeznaczone były pieniądze z wpisowego i akcji prowadzonej przez kolejne tygodnie „Pomagam bardziej” – gdzie drużyny biegowe nie ścigały się już na trasie, ale po prostu w zbieraniu pieniędzy. Protezy otrzymało już 21 osób, przez trzy lata udało się zebrać 753 122 złote.
– Bieg okazał się idealną formą dla naszych potrzeb. Ludzie bardzo chętnie łączą przyjemne, czyli bieganie, z pożytecznym, czyli pomaganiem – mówi Beata Sowa z Fundacji.
Fundacja Jaska Meli jest przykładem, jak organizacja wykorzystała modę na bieganie do swoich celów, ale bardziej charakterystyczne jest tworzenie organizacji biegowych albo z potrzeby sportowej, albo pomocowej. Przykładem pierwszego z tych działań jest Fundacja Białystok Biega. Założył ją Grzegorz Kuczyński. Jego przygoda z bieganiem jest dość charakterystyczna. Za młodu chciał biegać, ale wtedy, jak widzieli człowieka biegnącego po ulicy, to wołali albo wariat, albo złodziej. Więc kiedy poszedł na siłownie, będąc już dojrzałym mężczyzną piastującym managerskie stanowiska, to wstąpił na bieżnię, żeby się rozgrzać. No i już z niej nie zszedł. Jak biegł w drugim biegu ulicznym, to już kombinował, jakim sposobem urządzić taki wyścig w Białymstoku.
A tak się zazwyczaj zaczyna
– Ja mam tysiące pomysłów, a jak już któryś szczególnie mi utkwi w głowie, to nie waham się i go realizuję – mówi Grzegorz. – Kiedy już wychodziłem w mieście pozwolenie na taki bieg przez środek rynku, to okazało się, że dotację może dostać tylko formalne ciało. Nie chciało mi się zbierać ludzi do stowarzyszenia i założyłem fundację – śmieje się.
W 2011 w biegach Białystok Biega, czyli na 5 i 10 km oraz biegu dla dzieci, wystartowało 348 osób i 160 dzieciaków, w zeszłym 956 osób i prawie 400 dzieci. Od dwóch lat Grzegorz organizuje też półmaraton połączony z biegiem na piątkę. W tym roku wzięło w nim udział 1700 osób – to największy bieg na wschód od Wisły. Zjeżdżają się na niego ludzie z Warszawy, Wrocławia, Gdańska. Tysiąc było spoza Białegostoku.
– Największą frajdę mam, jak widzę, że biegają dzieci. Jakiś czas po biegu na podwórku zobaczyłem grupę maluchów. Organizowali wyścigi, a jeden miał koszulkę naszej fundacji. To było coś – przyznaje całkiem poważnie.
Grzegorz Kuczyński ma dalekosiężne plany. Chce organizować zdrowe i radosne biegi dla Białegostoku, ale też rozruszać w ten sposób wschód kraju, bo jest on znacznie uboższy w biegi masowe niż zachód. Do tego zaczął też organizować bieg propagujący trzeźwe życie „Wolę mile niż promile”, udało mu się wyciągnąć na trasę biegową burmistrza. Wokół Fundacji zawiązuje się coraz szersza grupa jej przyjaciół. Organizowana jest też akcja Biegaj z angielskim – na stronie Fundacji można znaleźć audiobooki do ściągnięcia i słuchania w czasie treningu.
– Działamy, a co będziemy robić w przyszłości, na jaką skalę organizować biegi i eventy, to już sama przyszłość pokaże – mówi Grzegorz.
Zupełnie inna jest historia Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Biegaczy „Się Biega”. Założył je niedawno Damian Orzechowski, ojciec niepełnosprawnego Bartka, który urodził się bez jednej stopy. W bieganiu rodzice znaleźli sposób na finansowanie kupna coraz to nowych protez dla rosnącego malucha.
– Biegać zacząłem po narodzinach Bartka, ale szybko się wciągnąłem – opowiada Damian. – Kiedy okazało się, że potrzebujemy znacznie więcej pieniędzy niż jesteśmy w stanie zarobić, to pomyślałem o zbieraniu funduszy przez bieganie. No i poszło. Zaczęło się od kilku osób biegających w Drużynie Bartka. Dziś jest na już tyle, że na dużym maratonie spotykamy się w czterdzieści osób, a to tylko część z nas rozrzuconych po całym kraju.
Jak na razie cel jest osiągany regularnie. Za każdym razem, gdy Bartek wyrośnie z jednej protezy z uzbieranych pieniędzy kupują mu drugą. Ale ich działalność ostatnio się rozrosła. Na bazie Drużyny Bartka zostało założone właśnie Świętokrzyskie Stowarzyszenie Biegaczy „Się Biega”. Na razie zajmują się organizacją zawodów, ale kto wie, co przed nimi. Przecież wyrośli z działalności pomocowej.
Stowarzyszeń i fundacji jak te dwie jest mnóstwo. Ciągle ich przybywa, a bieganie staje się jednym z najpopularniejszych sposobów zbierania pieniędzy. By wspomnieć tylko tegoroczny bieg Wings for Run, który odbył się w tym roku równolegle w 34 miejscach na świecie. W sumie udało się zebrać 3,37 miliona dolarów, a w Polsce 120 tysięcy złotych na fundację finansującą badania nad rdzeniem kręgowym. Ale biegacze nie tylko zbierają pieniądze, prowadzą także zakrojoną na szeroką skalę edukację. Na przykład Drużyna Szpiku biegająca dla Fundacji im. Anny Wierskiej "Dar szpiku”. To największa drużyna biegowa w kraju. W sześć lat Fundacja wydała już 6 tysięcy koszulek.
– Biegacze z naszej ekipy są na niemal wszystkich biegach w kraju. Dzięki nim ludzie dowiadują się o potrzebie rejestracji jako potencjalni dawcy szpiku. Nie sposób dokładnie zliczyć, ile osób zarejestrowało się tylko dzięki biegaczom, ale wszystkich zarejestrowanych Fundacja ma na koncie kilkadziesiąt tysięcy.
Trzymać za nich kciuki
Są zjawiska w trzecim sektorze, które umykają uwadze badaczy, a tkwi w nich potencjał. Jednymi z najprężniej rozwijających się NGO-sów są stowarzyszenia i fundacje biegowe. Ważną cechę tej działalności, która może wspomóc ich rozwój, dostrzega profesor Ewa Leś z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistka od trzeciego sektora.
– Zgodnie z systematyką naukową organizacji non profit mieszczą się one w grupie działalności obywatelskiej sport i rekreacja. W związku z tym warto przypomnieć wyniki badań, z których wynika, że w Polsce organizacje pozarządowe działające w sferze wspierania i upowszechniania kultury fizycznej i sportu najczęściej otrzymują pomoc finansową od administracji publicznej – mówi Ewa Leś.
Według niej, organizacje biegowe stanowią dużą wartość zarówno jako forma aktywności rekreacyjno-sportowej i prozdrowotnej, jak i jako innowacyjny sposób zachęcania do ofiarności społecznej na ważne cele dobra wspólnego – dzięki kwestom, jakie zwykle towarzyszą organizacji biegów.
– Myślę, że może to budować poczucie sprawstwa obywatelskiego wśród ich uczestników i zwiększać zainteresowanie sprawami miejscowości, w której żyją – tłumaczy prof. Leś. – Należy więc z życzliwością i nadzieją przyglądać się rozwojowi ruchu zrzeszeń biegowych, gdyż jak to wiemy z doświadczenia osób zaangażowanych w działalność pozarządową na innych polach, jak pomoc humanitarna czy prawa zwierząt, zwykle taka aktywność ma pozytywny wpływ na zwiększenie naszego zainteresowania sprawami lokalnego środowiska i chęć oddziaływania na treść i jakość lokalnej przestrzeni publicznej – mówi.
Według niej, uczestnictwo w działalności lokalnych stowarzyszeń biegowych tworzy też emocjonalny związek ze społecznością lokalną, uczy kompetencji obywatelskich, sprzyja budowaniu zaufania i wzmacnia identyfikację lokalną.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)