We wtorek, 10 lutego odbyła się konferencja zorganizowana przez Fundację Dzieci Niczyje, a wpisująca się w globalne obchody Dnia Bezpiecznego Internetu. Odbywające się cyklicznie wydarzenie ma swoją polską odsłonę już od przeszło dekady, zatem wpisuje się w coroczny kalendarz najważniejszych spotkań konferencyjnych.
Zagadnienie bezpiecznego internetu tyczy się przede wszystkim dzieci i młodzieży. To właśnie te dwie grupy najbardziej narażone są na wszystkie niebezpieczeństwa związane z naturalnym i codziennym korzystaniem z sieci. O ile dorosłych o wiele bardziej dotyczą sprawy ataków z wykorzystaniem złośliwego oprogramowania, o tyle młodzi ludzie nie zawsze do końca zdają sobie sprawę ze społecznej odpowiedzialności istnienia w internecie. A popełniając jeden poważny błąd, można zniszczyć sobie życie.
Konferencję Dzień Bezpiecznego Internetu 2015 otworzyła panelowa dyskusja pt. „Zwiększać kompetencje czy wierzyć w technologię? Co zapewnia młodym ludziom bezpieczeństwo w sieci?”. W moderowanej przez Damiana Kwieka (Polskie Radio) wymianie poglądów udział wzięli Jadwiga Czartoryska (Prezes Fundacji Orange), Marek Kosycarz (Microsoft), Monika Pieniek (Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji), Martyna Różycka (Polskie Centrum Programu Safer Internet/NASK) oraz prof. Maciej Tanaś (Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej). Pomimo różnych - choć nie skrajnie różnych - punktów widzenia, wniosek z panelu płynie jeden: edukacja, edukacja i raz jeszcze edukacja.
Dlaczego? Ano dlatego, że ci najmłodsi i ci nieco starsi są już pokoleniem, które nie mogłoby funkcjonować bez sieci. Tym ważniejsze jest zwracanie im uwagi na zagrożenia wynikające z jej niewłaściwego wykorzystania. I nie chodzi nawet o kwestie tak ekstremalne, jak pedofilia. Chodzi o zagrożenie płynące ze strony rówieśników - zdecydowana większość osób nie zdaje sobie sprawy, że słowa może i nie bolą fizycznie, ale zdecydowanie uderzają w psychikę. Zwłaszcza publiczne obrażanie.
Ważne jest, by dzieci nauczyć zachowania w sieci. To tak samo, jak z pewnymi obowiązującymi w rzeczywistym świecie normami - trzeba ich nauczyć, aby młody człowiek mógł się do nich stosować. I podobnie należy uczyć dzieci korzystania z sieci, pamiętając, a wręcz podkreślając, że gdzieś tam po drugiej stronie przysłowiowego ekranu również siedzi człowiek, który czuje, ma emocje i prawo do szacunku.
Bo głównie to jest problemem w dzisiejszym świecie, jeśli chodzi o młodzież w sieci. Hejt, sexting, nieznajomość podstawowych reguł czy zachowań - każde z tych zjawisk może urosnąć do rangi naprawdę dużego problemu. O tym zresztą opowiadał pokazany na konferencji film „Na zawsze”, przygotowany przez Fundację Dzieci Niczyje. Jego wymowa jest niestety mocno pesymistyczna, jeśli chodzi o sieć - coś, co raz zostanie w niej umieszczone, zostanie tam na zawsze. Memento rete, pamiętaj o sieci, chciałoby się rzec.
Przy okazji Dnia Bezpiecznego Internetu na całym świecie odbywały się podobne spotkania. Na jednym z nich wiele ciekawych uwag przedstawił Mikko Hypponen, szef Działu Badań firmy F-Secure, specjalistów od bezpieczeństwa w sieci. Stwierdził m.in. że czasem ma wrażenie, iż internet jest stworzonym przez ludzi potworem. Dostało się oprogramowaniu open source, BitCoinom oraz internetowi rzeczy, w których to zjawiskach Hypponen widzi wiele zagrożeń.
W przypadku wolnego oprogramowania, Mikko przypomniał, że w 2014 roku pojawiły się Heartbleed i Shellshock - dwa zagrożenia wykorzystujące niezauważone przez nikogo luki w tymże. System walut cyfrowych - BitCoinów - spotkał się z krytyką opartą o otwieranie hakerom zupełnie nowych możliwości do działań przestępczych w sieci. Natomiast internet rzeczy Hypponen skwitował krótko i celnie - „urządzenie inteligentne to po prostu takie, do którego można się włamać”.
Szef Działu Badań F-Secure przypomniał też, że w internecie nie ma nic za darmo, a zdecydowana większość użytkowników nie zdaje sobie sprawy z tego, że płaci swoimi danymi prywatnymi. To oczywiście wynik nieczytania regulaminów usług, z których korzystamy. Rykoszetem oberwało się też rządom, którym Hypponen zarzucił tworzenie globalnego państwa policyjnego, stale monitorującego nie tylko sieciową aktywność obywateli, ale ich codzienne nawyki, miejsca, w których bywają, etc.
Przy okazji skrytykował też samych producentów oprogramowania mającego nas chronić, zauważając, że tylko jedna firma na świecie publicznie poinformowała, jakie dane gromadzi i po co. Okazuje się, że nawet działalność specjalizujących się w zabezpieczeniach firm jest na tyle nietransparentna, że stanowi dla nas zagrożenie.
Można by oczywiście zarzucić Hypponenowi popadanie w skrajną paranoję, podobną do tej, która dotknęła Edwarda Snowdena. I pewnie w wielu miejscach Mikko nieco przesadza, demonizując wiele zjawisk. Ale jednego można być pewnym - Dzień Bezpiecznego Internetu to święto czegoś, co de facto nie istnieje.
Źródło: Technologie.ngo.pl