Dwie małe dziewczynki pakują do plecaków kanapki i termosy. Mają po siedem lat i właśnie przygotowują się do kolejnej wyprawy eksploracyjnej po Bielsku-Białej. Zaraz za ich blokowiskiem – największym w całym mieście, zaczynają się góry, ale równie ciekawe są inne osiedla.
Dziewczynki chodzą więc na wycieczki – najpierw blisko, potem coraz dalej. Przełomowym odkryciem okazuje się autobus – na drugim końcu miasta budynki wyglądają zupełnie inaczej, wszystko jest ekscytujące, zupełnie nowy świat. Te dwie dziewczynki to mała Ania Chęć i jej przyjaciółka Agata.
Pod blokiem, w którym mieszka Ania biega chmara dzieci. Sąsiedzi pilnują na zmianę, z balkonów, wszystkich hurtem, ale jest też sporo wolności. Wspólne gry i zabawy. Regularnie odbywa się konkurs, kto znajdzie najfajniejsze rzeczy na śmietniku. Powstają z nich potem małe arcydzieła – np. obrazki z pobitego szkła.
Dorosła Anna Chęć śmieje się, że jej to zostało: – Potem przez lata robiłam warsztaty z recyklingu dla dzieci i młodzieży – to była właśnie taka sztuka ze śmieci.
Wcześnie pojawiają się także pierwsze przejawy aktywizmu w postaci akcji sprzątania strumyka w pobliskim lesie. Co też ma swoje konsekwencje – przez wiele lat Ania współpracuje później z ekologicznymi organizacjami pozarządowymi, a jeden z projektów, „Czyste góry” realizowany jest właśnie w okolicach Bielska.
Przez kilka lat pracuje w Fundacji Ekologicznej Arka – prowadzi kampanie „Kochasz dzieci, nie pal śmieci”, „Pomóż potrąconym”. Pełni także funkcję ekspertki w projektach ekologicznych. Oprócz tego jest wolontariuszką w Stowarzyszeniu Braci Mniejszych i w schronisku, sama prowadzi dom tymczasowy dla starszych psów. Żeby poprawić jakość życia bezdomniaków tworzy w radę opieki nad zwierzętami, której rolą jest wywieranie wpływu na urzędników miejskich.
W dorosłym życiu Anny rozwinięciu ulega także wątek poszukiwawczy, podróżniczy i artystyczny. Anna kończy kulturoznawstwo i studium fotograficzne. Po studiach przez dwa lata mieszka w Belgii – realizuje projekty w organizacjach pozarządowych. Potem kilka lat w Anglii – pracuje w galerii sztuki w północnym Londynie. Z Londynu wraca do Polski, ale podróżuje, kiedy się da.
Równolegle rozwija różne inicjatywy artystyczne, np. grupę fotograficzną Globika Kollektiff – od wielkoformatowego aparatu Globica i grupę artystyczną Grafitti Grrrl.
Grafitti Grrrl
Grupa chłopaków szaleje ze sprejami i na szarej ścianie budynku robi się coraz bardziej kolorowo. Koło ściany stoją dziewczyny – stoją i patrzą. Ania któregoś dnia nie wytrzymuje i pyta jedną z dziewczyn, czy nie chciałaby trochę pomalować. Dziewczyna robi smutną minę i mówi, że chciałaby, ale już nie ma dla niej miejsca. Tak powstaje pomysł Graffiti Grrrls – czyli grupy artystycznej dziewczyn malujących grafitti. Anna tworzy ją z Aliną Kulą.
Grupa działa kilka lat, organizuje miejskie akcje, happeningi, Stawiają na środku miasta tablicę i zapraszają ludzi do malowania, żeby zwrócić uwagę na trudne tematy. Przy okazji malowania muralu w Gruzji – są tam z projektem ekologicznym – jedzą dużo adżiki i zmieniają nazwę.
Grupa Artystyczna Adżika rozszerza formy działania, uruchamia między innymi muzyczny festiwal promujący twórczość kobiet Vagina Dentata Fest. Tytułowa Vagina Dentata – czyli zębata wagina, jest symbolem męskiego lęku przed silną kobiecością oraz kobiecą energią seksualną. Na koncerty może przyjść każdy, kto przestrzega zasad: zero seksizmu i zero agresji.
Festiwal jest kolejną lekcją na temat wspólnej przestrzeni. Problemem okazuje się wykazywane przez męską publiczność przyzwyczajenie do agresywnej zabawy pod sceną. Ten zwyczaj uzyskuje nawet nazwę – maczo pogo. Maczo pogo powoduje, że wiele dziewczyn wycofuje się na tyły. Zmiana nie jest łatwa – większość mężczyzn nigdy nie słyszała, że zbyt intensywnie zajmuje wspólną przestrzeń. Ale korzystna – okazuje się, że zdjęcie męsko-damskich ról sprzyja komfortowi. Na koniec wszyscy dobrze się bawią, a za rok wracają.
Fundacja Pozytywnych Zmian
W 2012 Anna Chęć i Alina Kula rzucają pracę w organizacjach ekologicznych, żeby założyć własną organizację – Fundację Pozytywnych Zmian.
Dlaczego? – Widziałyśmy wiele aspektów życia społecznego, które nam się nie podobały – tłumaczy Anna. – Wszystkie łączyło to, że były oparte na źle pojętej tradycji, na jakimś złym kulturowym zwyczaju. Uważałyśmy, że pewne rzeczy trzeba obejrzeć jeszcze raz, przegadać, sprawdzić, zapytać różne osoby, obejrzeć z różnych pespektyw, zebrać dane, zrobić badania i zmieniać. Ważne jest to, żeby nie traktować zastanej rzeczywistości jako czegoś, co musi być. Ludzie są przyzwyczajeni, że coś działa tak, a nie inaczej. A można zobaczyć to jeszcze raz, obejrzeć. Może trzeba robić coś kompletnie inaczej.
– Chodziło też o pewną odpowiedzialność za to, co się dzieje wokół nas – dodaje. – Ciągle zwalamy winę na innych. Że ktoś inny ma to zrobić. Chodzi o to, żeby zerwać z tym, że odpowiedzialni są wszyscy, a nie my.
Fundacja ma dwie członkinie zarządu i żadnej prezeski. Dla Ani ważna jest praca z Aliną. – Różnimy się bardzo jeżeli chodzi o charaktery, ale bardzo się uzupełniamy. Łączy nas duże poczucie odpowiedzialności. Jeżeli ja mówię, że coś jest dla mnie ważne, to naprawdę jest, i dla Aliny też. To znaczy, że właśnie tym trzeba się zająć. Nam to się nie rozpływa. Potrafimy bardzo się skoncentrować. I bardzo dużo pracować. Obie mamy też mało konsumpcyjne podejście do życia, zależy nam na tym, żeby świat był lepszym miejscem.
Fundacja działa w wielu obszarach, ale najważniejsze staje się przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet. Ania widzi to zadanie wielopłaszczyznowo. Chce pomagać kobietom w indywidualnych sprawach, ale także edukować, zmieniać świadomość, monitorować działania władz publicznych.
Anna cały czas się uczy. Z miłości do działań edukacyjnych rozpoczyna studia pedagogiczne, kończy Antydyskryminacyjną Szkołą Trenerska Gender, Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie, jest także trenerką WenDo – sztuki asertywności i samoobrony dla kobiet. W poszukiwaniu większej mocy chętnie sieciuje – zostaje liderką bielskiego Porozumienia Organizacji Pozarządowych, do którego należy 50 organizacji. Dołącza także do Stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska – bo Anna i Alina zdecydowanie czują, że ich fundacja jest watchdogiem.
O Fundacji staje się głośniej właśnie dzięki monitoringom. Pierwszy dotyczy realizacji zadań wynikających z ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i praktyk instytucji publicznych w zakresie pomocy kobietom ofiarom przemocy. Prowadzony jest w 167 śląskich gminach. Drugi dotyczy wyroków z art. 207 wydawanych w sądach rejonowych w województwie śląskim. Oba raporty zbierają bardzo dobre opinie – są porządnie wykonane pod względem merytorycznym i badawczym.
Często słyszy, że ich fundację trudno jest wcisnąć w szablony. Że z jednej strony jest zwariowaną feministyczną organizacją, z drugiej strony poważnym lokalnym NGO, który załatwia różne sprawy.
Girls Rock Camp Karioka
Grupa ciekawie ubranych nastolatek wysiada z autobusu. Jadą właśnie zagrać swój pierwszy w życiu koncert. Przyczepia się do nich dwóch podpitych facetów. Dwunastoletnia Kamila odwraca się, prostuje plecy, spogląda im prosto w oczy i rzuca, że mają nic do nich nie mówić. Panowie stają jak wryci, a Kamila biegnie do pozostałych dziewcząt wrzeszcząc: „Zrobiłam to, zrobiłam!”.
Dziewczyny z tej grupy to uczestniczki Girls Rock Camp Karioka – zorganizowanego przez Fundację. Podczas obozu uczą się grać na instrumentach, zakładają zespoły, piszą piosenki – i robią to wszystko w trzy dni, a czwartego dnia grają wielki rockowy koncert.
Pierwsze Girls Rock Campy powstały w Stanach, jako pokłosie ruchu Riot Grrrl na punkrockowej scenie muzycznej, które zauważyły dyskryminację. Te dziewczyny też chciały grać, zakładać zespoły, a nie tylko stać pod sceną. Zauważyły, że jest mało instrumentalistek, że kobietom przypisuje się pewne rodzaje instrumentów. Dostrzegały też przemoc seksualną, molestowanie i temu się sprzeciwiały.
Idea zorganizowania pierwszego w Polsce rockowego obozu dla dziewczyn bierze się z filmu o Girls Rock Campach amerykańskich na TVP Kultura. Potem okazuje się, że międzynarodowa sieć Girls Rock Camp Alliance organizuje konferencję w Szwecji. Ania i Alina jadą i to, co tam widzą i słyszą, jest przełomowe.
– Ta idea zafascynowała nas z kilku powodów – tłumaczy Ania. – Po pierwsze dlatego, że też uważamy, że muzyka jest świetnym narzędziem rozwoju i że socjalizacja dziewcząt przebiega zupełnie inaczej niż chłopców. Po drugie dlatego, że jesteśmy organizacją antyprzemocową i ciągle szukamy narzędzi empowermentu. Chodzi o to, żeby dziewczyny uczyły się stawiać granice, wiedziały, że są ważne, że ich głos jest ważny i aby uczyły się go głośno używać. Mamy nadzieję, że dzięki temu będą rzadziej wchodziły w związki przemocowe, albo umiały się w nich lepiej chronić. A w Rock Campach nie chodzi o to, żeby sobie pograć, tylko o to, żeby być mocniejszą.
Czy można nauczyć się grać w trzy dni? – Pewnie – śmieje się Ania. – U nas wszystkim się wydaje, że muzyka jest dla jakichś wybranych, wyjątkowo utalentowanych osób. A to nieprawda. Muzyka jest dla wszystkich.
Po pierwszych obozach dla dziewczynek, rusza też obóz dla dorosłych kobiet – Womans Rock Camp. W tym roku Fundacja organizuje też pierwszy Girls Rock Camp na Białorusi.
Do programu obozu dziewczyny prowadzają nowe elementy – warsztaty antyprzemocowe, antydyskryminacyjne, grafitti, z robienia transparentów. Promują je także w międzynarodowej sieci Girls Rock Camp Alliance. Ania działa w europejskim zarządzie, w kwietniu 2016 r. zostaje wybrana do zarządu międzynarodowego.
Dziewczyny robią na obozach też warsztaty rowerowe. Chodzi o to, żeby skończyć z przekonaniem, że pewne rzeczy nie są dla dziewczyn. Bo wszystkie mają to wdrukowane. Nikt nie uczy dziewczyn grać na perkusji. To dotyczy też technicznych rzeczy – dziewczynki boją się, że jak dotkną, to zepsują. Chłopcy myślą: spróbuję, jak zepsuję, to trudno. Ania tłumaczy: – Na warsztatach rowerowych okazuje się, że załatanie dziury w kole to jest prosta rzecz i jej się trzeba po prostu nauczyć.
Zrobić coś z chęcią
Anna Smarzyńska mówi, że Ania jest przede wszystkim bardzo ciepła i bardzo mądra. Zaangażowana, ale tak naprawdę, szczerze. Ma ogromną wiedzę, dużo szuka, uczy się, nie jest zamknięta, ciągle gdzieś jeździ, coś czyta i nawiązuje kontakty. Do tego poczucie humoru i masa pomysłów. Ale jednocześnie konkret i dobrze ugruntowane poglądy. Gdy robi jakiś projekt, to dobrze wie, o co jej chodzi.
Alina Kula mówi, że dobrze pracuje jej się z Anią, bo razem udaje się im realizować i szalone pomysły i poważne projekty. Oraz, że Ania nie umie odpuszczać, jak się na coś uprze - co czasem jest zaletą, a czasem wadą. Przeważnie jednak zaletą, jeżeli to coś ma być dobrze zrobione od początku do końca.
Ewa Rewa Rutkowska mówi, że gdy myśli o Ani Chęć, to przede wszystkim widzi wielkie, roziskrzone oczy. Kogoś, kto jest gotowy do działania, i konstruktywnego, i szalonego. Z dużym dystansem do siebie. I opowiada, że na kursie trenerek WenDo, w którym uczestniczyła Ania, bardzo przyjął się tekst „zrobić coś z CHĘCIĄ”.
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
Dziewczynki boją się, że jak dotkną, to zepsują. Chłopcy myślą: spróbuję, jak zepsuję, to trudno.
Źródło: inf. własna [ludzie.ngo.pl]