Wznowienie działalności pozarządowego klubu dyskusyjnego zaczęło się pod hasłem anarchizmu – jego historii i współczesnego oblicza. Ten obraz nie byłby jednak pełny bez uwzględnienia w nim roli, jaką odegrały kobiety. Tak, kobiety - aktywne już u zarania, często jednak pomijane nawet przez tych, którzy wydają się tę historię znać całkiem dobrze.
Następnym razem kobiety pojawiają się w tym
kontekście w 1634 roku, kiedy to Angielka Anne Hutchinson przybyła
do Bostonu. „Jej liczni zwolennicy określali się mianem Antynomian
i opowiadali się przeciwko prawu”. Sama Hutchinson oceniana była
jako dobra mówczyni oraz kobieta o bystrym rozumie i śmiałym duchu.
Radykalne poglądy i wezwania do tworzenia społeczeństwa
anarchistycznego szybko przyniosły Antymonianom liczne oskarżenia o
rokosze, w konsekwencji prowadzące do wypędzenia ze stanu
Massachusetts. Wtedy Anne Hutchinson wraz ze swoimi zwolennikami
założyła na Rohde Island własną kolonię.
Potem o kobietach właściwie jest cicho.
Pojawiają się sporadycznie: a to jako rewolucjonistki w czasie
Rewolucji Francuskiej (choć ten kontekst trudno uznać za
anarchiczny), a to jako towarzyszki życia ideologów anarchizmu jak
np. Marie Daenhardt u boku Maxa Stirnera. Na scenę wkraczają znowu
w czasie Komuny Paryskiej. Powstały wówczas komitet kobiecy, pod
przywództwem anarchistki Louise Michel, organizował kursy dla
kobiet, otwierał szkoły dla dziewcząt a przy fabrykach umieszczał
przedszkola.
Uczestnictwo kobiet w ruchu, który może nie do
końca należałoby nazwać anarchistycznym, w Stanach Zjednoczonych,
było już szczegółowo opisywane w tym cyklu. Ciekawym jednak wątkiem
są kobiety anarchistki w Ameryce Środkowej, Meksyku i na Kubie,
gdzie jedna z nich, Romera Rosa, pracownica drukarni w 1887 roku
utworzyła pierwszy związek krajowy w Portoryko, „a Louisa
Capetillo, anarchistyczna liderka walki o prawa kobiet i wolną
miłość, zawsze skupiała wokół siebie rzesze słuchaczy”.
To krótki i siłą rzeczy pobieżny przegląd. Ale
nawet taki nie może pominąć związków anarchizmu z feminizmem. Peggy
Kornegger tak o tym pisała: „Radykalna perspektywa feministyczna to
niemalże czysty anarchizm. Podstawowa teoria głosi, że rodzina
elementarna jest podstawą wszystkich systemów autorytarnych. To,
czego uczą się dzieci – od ojca, nauczyciela, szefa, boga – to
posłuszeństwo wielkiemu anonimowemu głosowi władzy”. Stąd, jak
uważa Harper, był już tylko krok do autonomicznej akcji
bezpośredniej. Jednak pod koniec lat 70. ruch feministyczny zaczął
porzucać tę formę działalności na rzecz masowych kampanii na rzecz
reform. Odchodził od radykalizmu. „Dla feministek świadomych
anarchistycznych idei te niebezpieczeństwa były znane (…). Pojawił
się „anarcho-feminizm”, mały lecz głośny ruch wewnątrz feminizmu.
(…) Wsparcie ze strony zdominowanego przez mężczyzn ruchu
anarchistycznego było niewielkie – bali się oni o swoją pozycję”.
Anarcho-feminizm spotykał się też z ostrym sprzeciwem ze strony
reformistycznie nastawionych środowisk – powoli tracił na
znaczeniu. W konsekwencji wiele anarcho-feministek zaangażowało się
w działania antynuklearne i pokojowe.