W czwartek 18 kwietnia 2002 ambasador Stanów Zjednoczonych Christopher R. Hill w towarzystwie pana Patricka Lahleya - zastępcy Attache ds. kultury i pani Beaty Milewskiej - Asystentki ds. Kultury spotkał się z organizacjami pozarządowymi w Centrum Organizacji Pozarządowych Szpitalna w Warszawie.
Ambasador najpierw odwiedził Polską Akcję Humanitarną, potem przywitał się i rozmawiał z kilkoma innymi organizacjami, które mają swe siedziby w Centrum Szpitalna.
Jednak właściwym celem wizyty było spotkanie z przedstawicielami: Akademii Rozwoju Filantropii, Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, Polskiej Akcji Humanitarnej, Stowarzyszenia na rzecz FIP i Stowarzyszenia Klon/Jawor. Gośćmi byli także przedstawiciele Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności (ambasador jest członkiem jej Rady Dyrektorów ex officio).
Na spotkaniu tym organizacje próbowały przedstawić swój punkt widzenia wobec coraz powszechniejszej „tendencji odwrotu”, czyli wycofywania się z Polski (i w ogóle Europy Środkowo-Wschodniej) tradycyjnych sponsorów, fundacji prywatnych i publicznych źródeł finansowania, zwłaszcza amerykańskich. Organizacje przekonywały, że mimo prawdopodobnie bliskiego już członkostwa Polski w Unii Europejskiej, w zakresie budowy społeczeństwa obywatelskiego jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia.
Istnieje uzasadniona obawa, że nie wszystkie działania prowadzone do tej pory przez organizacje pozarządowe będą mogły być kontynuowane dzięki funduszom unijnym. Programy przedakcesyjne koncentrują się głównie na wsparciu samej administracji publicznej i jej służb. Natomiast środki z funduszy strukturalnych, choć bardzo znaczne, skierowane są na pewien tylko typ działań: programy bardziej „praktyczne” - w szczególności zatrudnienie i problemy socjalne. W puli środków UE nie ma takich, które mogłyby wspierać wątłą w naszym kraju tkankę społeczeństwa obywatelskiego – zwłaszcza w tych jego funkcjach, które nie dotyczą po prostu wykonywania usług publicznych.
Innym argumentem przemawiającym za tym, że polskie organizacje pozarządowe mogą być wciąż atrakcyjne dla amerykańskich prywatnych i publicznych źródeł finansowania jest fakt, że wiele stowarzyszeń i fundacji zajmuje się działalnością poza granicami Polski, czyli tam, gdzie zaczyna się kierować uwaga grantodawców. Z tego punktu widzenia interesujące było doświadczenie Polskiej Akcji Humanitarnej, jej pracy w Afganistanie, w Czeczenii, w Kosowie, a także doświadczenia innych organizacji, które mają swe siedziby na Szpitalnej i które także takie programy prowadzą. Okazało się zresztą, że w czasach konfliktu kosowskiego pan Hill pracował na tych samych terenach blisko granicy macedońskiej, na których swe działania prowadziła PAH.
Uczestnicy spotkania przekonywali pana ambasadora, że warto jest rozważyć pomysł wykorzystywania wiedzy, kontaktów i doświadczeń polskich organizacji, mogących być instytucjami pośredniczącymi i łączącymi z organizacjami spoza granic naszego kraju, zwłaszcza ze Wschodu. Polskie organizacje - z racji bliskiego sąsiedztwa - mogą być dla amerykańskich instytucji cennym źródłem informacji i dobrym pośrednikiem.
Atmosfera rozmów była bardzo dobra. Wspólny język, jaki udało się odnaleźć, to wynik być może także tego, że pan ambasador zaraz po ukończeniu studiów był wolontariuszem Peace Corps (Korpusu Pokoju) w Kamerunie. Realizując program wsparcia mikroekonomicznego, jeździł dwutaktowym motocyklem Suzuki 125 i udzielał mikropożyczek, pomagał układać mikrobiznesplany, sprawdzał rachunki itd. Można rzec, że było to coś w rodzaju doradztwa ekonomicznego z motocykla.
Podsumowując, należy powiedzieć, że wiele organizacji polskich korzystało z pomocy ambasady amerykańskiej przez program Democracy i dlatego nie ukrywają one, że bardzo chciałyby, aby nie zamykano tego programu, lecz by go przedłużono, gdyż dla przyszłości polskiego społeczeństwa obywatelskiego jest on bardzo potrzebny.
Źródło: Kuba Wygnański