– Problemy przestrzenne, pustostany, korki, komunikacja publiczna – to symptomy ważniejszych społecznych problemów. Nie da się ich rozwiązać odgórnie, bez udziału mieszkańców w całym procesie – mówi Aleksander Krajewski, prezes katowickiej fundacji Napraw Sobie Miasto.
Kielich dla Libeskinda
Nieczynny, stuletni budynek dworca na Ligocie pięć lat temu straszył zasprayowanymi ścianami. Aleksander Krajewski, wówczas student architektury, wraz ze znajomymi postanowił go umyć. To miał być happening, a okazało się, że kilkanaście osób chętnie wzięło się do pracy razem z nimi. – Byłem w szoku, kiedy zobaczyłem, że filmik na Youtubie z naszą akcją zobaczyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi – mówi Aleksander Krajewski. Spontaniczna inicjatywa nie tylko podbiła sieć, ale dała początek fundacji Napraw Sobie Miasto, która działa na rzecz miejskiej przestrzeni w Katowicach.
Jej prezes wspomina, że wszystko zaczęło się od narzekań w gronie znajomych. – Postanowiliśmy coś z tą złą energią zrobić dobrego – mówi Aleksander Krajewski. Po akcji z dworcem zorganizowali kolejne: zdzierali ogłoszenia z katowickich murów i zbierali podpisy za uchwałą, która miałaby regulować kto, co, ile i jak może na nich naklejać. Głośnym echem w mediach odbiła się też ich akcja sprzedawania kielichów z przeznaczonego do wyburzenia katowickiego Dworca Głównego. Nabywcy mieli je dostać za darmo i wirtualnie – w postaci zdjęć kielichów opakowanych w szary papier. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania – chęć zakupu wyrazili światowej sławy architekci – Bernard Tschumi (autor m.in. Muzeum na Akropolu) oraz Daniel Libeskind.
Nie wdepnąć w psią kupę
Ostatecznie zabytkowego dworca nie uratowali, ale dzięki takim medialnym akcjom udało im się zwrócić uwagę na problem miejskiej przestrzeni w Katowicach. Z trzech osób, które założyły fundację, zrobiło się trzydzieści, a Aleksander Krajewski stał się rozpoznawalną postacią w regionie. Portal MMSilesia zaliczył go w poczet „7 nadziei Śląska i Zagłębia”.
– Pozytywna postać rozsiewająca dobrą energię wokół siebie – mówi o nim Piotr Buśko, prezes katowickiego oddziału SARP-u.
Wtóruje mu Grzegorz Wójkowski, prezes katowickiego stowarzyszenia Bona Fides: – Chociaż jest młody i jeszcze z małym doświadczeniem, to wie, czego chce. Umie wokół siebie gromadzić ludzi.
Aleksander Krajewski sam nie uważa siebie za wybitnego społecznika.– Za mną stoi cała masa osób, które są ekspertami w swojej dziedzinie – mówi. – Wszystkie osoby związane z fundacją, urbaniści, architekci, socjologowie, to dla mnie zbiorowy autorytet. Zaliczyłbym jeszcze do niego ludzi działających w trzecim sektorze bardzo długo i mających ogromne doświadczenie. A takich na szczęście w Katowicach nie brakuje – dodaje.
Stoi na czele organizacji, ale musi też dzielić czas między pracę zawodową i rodzinę. – Bez profesjonalnej ekipy nie podołałby obowiązkom – mówi Aleksander. Brak umiejętności organizowania swojego czasu uważa za swój minus. – Ale kiedy w coś się zaangażuję, to na sto procent. Jak mam coś robić byle jak, to już wolę tego nie robić wcale – dodaje.
Jego profesjonalizm i zaangażowanie docenia Grzegorz Wójkowski, z którym Napraw sobie Miasto współpracowało, m.in. przy powołaniu zespołu ds. polityki rowerowej czy warsztatach partycypacyjnych. – I Olek, i organizacja bardzo poważnie podchodzą do współpracy. Jak się na coś umawiamy, to jest to zrobione, co jest bardzo cenne. Mają przy tym dużą wiedzę. Są też chętni do pomocy, nie tylko skupiają się na własnych projektach – dodaje społecznik. – Dla mnie Olek to przede wszystkim siła spokoju. I konsekwencja – mówi Piotr Buśko. – Robi może nie za dużo, ale konsekwentnie – podkreśla architekt. – Nie zawsze się z nim zgadzam, ale cieszę się, że jest z kim dyskutować. Więcej nam takich Olków trzeba – dodaje. – Powiedziałbym nawet: więcej Aleksandrów Krajewskich, a mniej Aleksandrów Kwaśniewskich. Tamto pokolenie już mija, choć swoje zrobiło. Mamy Muzeum Śląskie, mamy autostrady, mosty. Teraz trzeba zrobić tak, żeby idąc chodnikiem, nie wdepnąć w psią kupę – podsumowuje Buśko.
Jesteśmy głupim narodem
Do największych sukcesów Napraw Sobie Miasto Aleksander Krajewski zalicza warsztaty architektoniczne. Pierwsze zorganizowali zupełnie oddolnie, nie mając pojęcia, jak to zrobić. Teraz stali się niejako monopolistami w tej dziedzinie. – Jeśli w instytucjach kultury pojawia się temat rozmowy z dzieciakami o miejskiej przestrzeni, to prędzej czy później dzwonią do nas – mówi Aleksander. – Z jednej strony cieszy mnie to, że jest zapotrzebowanie, no i że jesteśmy tacy super. Z drugiej martwi, bo widzę wielkie wyzwania, jeśli chodzi o edukację na temat przestrzeni miejskiej – dodaje. – To smutne, co powiem, ale po prostu jesteśmy głupim narodem. Brakuje nam podstawowej wiedzy na temat sztuki, architektury, która się kończy na plastyce w podstawówce – wyjaśnia. – I stąd mamy taki sentyment do kolumny doryckiej czy krasnali ogrodowych.
Dlatego fundacja tak silnie stawia na edukację. W ramach warsztatów "Mała Akademia Architektury" dzieciaki i młodzież zwiedzają Katowice z architektem, budują makiety miasta i dyskutują o jego problemach z zaproszonymi gośćmi. Uczą się, że śmiecenie to nie jest problem służb miejskich, tylko problem mentalny ludzi, którzy nie dbają czystość. – To jest kwestia wychowania całego społeczeństwa – mówi Krajewski. – To my, mieszkańcy musimy dbać o swoje miasto, a politycy, urzędnicy, policjanci mają to nam ułatwiać w trudniejszych sytuacjach. Nie mogą jednak zastępować normalnej obywatelskiej postawy. A tego nam brakuje – podsumowuje społecznik.
Uchwały nie są sexy
Warsztaty czy happeningi są ważne i potrzebne, bo budzą społeczną świadomość. Jednak nie załatwią problemu. – Brakuje nam systemowych rozwiązań – mówi Aleksander Krajewski. – Ważniejsze niż medialne akcje są konkrety w formie uchwal, zarządzeń, konsultacji społecznych. Właśnie na nich skupia się teraz działalność fundacji.
– Przez pięć lat myśmy się zrobili dużo mniej medialni. To co teraz robimy: warsztaty architektoniczne czy partycypacyjne – nie jest sexy – mówi Aleksander. Jednym z takich dokumentów jest projekt wytycznych określających dostęp do informacji publicznej, który jakiś czas temu fundacja złożyła w Ratuszu. Niestety, na razie urzędnicy nie znaleźli czasu, by się nad nim pochylić. A dokument regulowałby tak z pozoru drobne, ale istotne kwestie jak godzina konsultacji w sprawie np. miejskich inwestycji. – Jeśli spotkanie planowane jest na 11 rano, to mieszkaniec nie ma możliwości wyrażenia swojej opinii, no, chyba że nie pracuje – mówi Aleksander. – Do tej pory wygląda to tak, że miasto tworzy się trochę za plecami mieszkańców – mówi Aleksander.
Nadzieją na zmianę jest nowo wybrany prezydent Katowic, który po wyborach zaprosił do siebie przedstawicieli katowickich organizacji. Obiecał współpracę przy realizacji kilku ważnych kwestii, takich jak powołanie pełnomocnika ds. organizacji pozarządowych czy udostępnienie lokalu na centrum organizacji pozarządowych. W wyniku spotkania u prezydenta zawiązała się nieformalna kooperatywa katowickich organizacji, by współdziałać w ich zrealizowaniu. – Nasz wspólny głos jest bardziej słyszalny. Ale też uzupełniamy się na różnych polach – mówi Aleksander. Jeśli w Katowicach działa kilkanaście organizacji po kilkanaście osób, to jest cała masa ludzi, którzy mogą to miasto zmieniać – dodaje.
Zmianę w mentalności mieszkańców już widać. Ale z każdym kolejnym przedsięwzięciem okazuje się, że trzeba przy okazji jeszcze wiele zrobić. – Czego się nie dotkniemy, okazuje się być wierzchołkiem góry lodowej – mówi Aleksander. – Problemy przestrzenne, pustostany, upadające działalności w centrum miasta, korki, komunikacja publiczna – to symptomy ważniejszych społecznych problemów. Nie da się ich rozwiązać odgórnie, bez udziału mieszkańców w całym procesie – podsumowuje Aleksander Krajewski.
Zmianę w mentalności mieszkańców już widać. Ale z każdym kolejnym przedsięwzięciem okazuje się, że trzeba przy okazji jeszcze wiele zrobić.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)