Sześćdziesiąt lat temu państwa przyjęły dokument będący obecnie najczęściej używaną podstawą ich publicznej krytyki – Powszechną Deklarację Praw Człowieka. I nawet jeśli różnie wypada jej stosowanie w życiu państw, to wiele grup, organizacji i ruchów społecznych znajduje w niej do dziś podstawę swojego działania.
System międzynarodowej ochrony praw człowieka, który
powstał w ślad za Powszechną Deklaracją, a także to, że dotąd
funkcjonuje, to w dużej mierze zasługa organizacji pozarządowych.
Jego rozwój wymaga działania w perspektywie dłuższej niż najbliższe
wybory czy też myślenie projektem. Wprowadzanie nowej
międzynarodowej konwencji to proces rozłożony na
dziesięciolecia.
Na zmianę pracuje się długo
Najpierw wśród organizacji krystalizuje się świadomość
jakiegoś problemu i niemożności jego rozwiązania w sposób inny niż
za pomocą nowej regulacji na poziomie międzynarodowym. Potem tworzy
się międzynarodowa koalicja organizacji, które nalegają na rządy,
aby zajęły się tematem. Trzeba też pilnować, aby kraje sceptyczne
wobec danej regulacji nie zablokowały jej, ani nie sprowadziły do
poziomu ogólności, który nic nie zmieni. Konieczne jest wspieranie
aktywnych państw, podtrzymywanie ich entuzjazmu. Należy też włączać
do inicjatywy na rzecz rozwiązania danego problemu nowe kraje.
Kiedy już państwa przyjmą konwencję, dodatkowego wysiłku wymaga ich
ratyfikacja. Tak więc jest to wieloletni proces. Dla przykładu,
Konwencję Przeciwko Torturom, zaproponowaną przez Amnesty
International w 1973 r., uchwalono dopiero w 1984 r., a weszła w
życie trzy lata później. A jak się okazało w czasach „wojny z
terroryzmem” – wymaga stałej obrony, także w krajach
zachodnich.
Czy nas łączą, czy nas dzielą?
Od Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, uchwalonej 10
grudnia 1948 r., rozpoczęło się budowanie międzynarodowego systemu
ochrony praw człowieka. Była to pierwsza próba spisania wspólnych
praw i wolności przez ludzi z różnych kultur. Jej powszechność od
początku była jednak podważana przez niektóre państwa, które
usprawiedliwiają nieprzestrzeganie zapisanych w niej praw, mówiąc o
zachodnim pochodzeniu całej koncepcji i swojej odmienności
kulturowej. Kofi Annan zwykł odrzucać takie twierdzenia,
zauważając, że „to zawsze rządy powołują się na różnice kulturowe,
nigdy zwykli ludzie”. Siergiej Kowaliow (rosyjski obrońca praw
człowieka z organizacji Memoriał), ujął to jeszcze mocniej podczas
niedawnego wystąpienia w Warszawie: „Jeśli nie trzyma się ludzkiego
mięsa w lodówce, to innym przejawom kultury prawa człowieka nie
przeszkadzają”.
Nie da się jednak ukryć, że przy poszerzaniu spektrum
problemów uznawanych za pogwałcenia praw człowieka, pojawia się
brak konsensusu, czy rzeczywiście wszystkie one powinny być
traktowane w tych kategoriach. Kiedy w latach 2006-2007 Amnesty
International podejmowała decyzję o tym, że uzna, iż brak dostępu
do aborcji w niektórych przypadkach łamie prawa człowieka kobiet, w
niektórych krajach była to decyzja kontrowersyjna, bo niezgodna z
nauczaniem Kościoła Rzymskokatolickiego. W innych z kolei została
uznana za kontrowersyjną, bo przyszła za późno i była nie dość
odważna.
Gdzie się kończą?
Przez 60 lat do Deklaracji Praw Człowieka nawiązywały setki
dokumentów o różnym statusie prawnym. Niektóre państwa skarżą się,
że system międzynarodowej ochrony praw człowieka stał się tak
skomplikowany, że samo raportowanie ze stanu ich wdrażania to spore
wyzwanie (zapominają przy tym, że niełamanie praw człowieka
znacznie by sporządzanie raportów ułatwiło).
Po latach emancypacji różnych grup pod sztandarami praw
człowieka, wiele osób wydaje się zmęczonych tym workiem skarg.
Leszek Kołakowski napisał kilka lat temu, że od długiej listy nie
dość precyzyjnie spisanych praw wolałby taką, „która by określała,
czego nie wolno czynić władzy państwowej, konwencja ograniczeń, nie
zaś uprawnień, a więc spis nie tego, do czego ja mam prawo, ale
raczej spis tych rzeczy, których żadne państwo nie ma prawa
czynić”. Gdy patrzymy na świat w roku 2008, wydaje się jednak, że
dominuje pogląd przeciwny – kolejne postulaty nazywa się językiem
praw człowieka. Widzenie biedy w kategoriach praw człowieka zdążyło
się już utrwalić, ale np. zaczyna też zyskiwać popularność
postrzeganie w tych kategoriach zmian klimatycznych. Prawa
człowieka stały się uniwersalnym językiem ruchów pracujących na
rzecz zmiany społecznej. Wygląda na to, że zostaną z nami na
długo.
Źródło: gazeta.ngo.pl 12(60)2008